"Super Express":Jest pan członkiem stowarzyszenia „Miasto Jest Nasze”.
Jan Śpiewak: – Na razie miasto jest ich, ale mam nadzieję, że to się zmieni.
– Odbije je pan?
– Tak jest.
– Pracował pan dla Hanny Gronkiewicz-Waltz i to jeszcze bez pieniędzy. To się nazywa wolontariat.
– Byłem wtedy młodym człowiekiem...
– Nadal jest pan młodym człowiekiem. Kiedy pan dla niej pracował?
– W czasie pierwszej kampanii wyborczej pani prezydent, w 2006 roku.
– Miał pan 20 lat.
– Dokładnie, miałem 20 lat. Zawsze interesowałem się miastem, zawsze było to dla mnie fascynujące, więc pomyślałem sobie, że w ten sposób dowiem się czegoś o mieście.
– Jest rok 2006, pan ma 20 lat i jest wolontariuszem przy kampanii prezydenckiej Hanny Gronkiewicz-Waltz. I jak to wyglądało, co pan widział?
- To było 10 lat temu, już niewiele dokładnie pamiętam z tej kampanii.
- Coś pana zaniepokoiło?
- Nie, wtedy jeszcze nie.
- Żadnych podejrzeń, wszystko było jak najlepiej?
- Tak naprawdę wtedy nawet nie słyszałem o reprywatyzacji. Dużo później dowiedziałem się, co się dzieje w mieście. Ale to rozczarowanie rządami pani prezydent przyszło dość szybko.
- Kiedy?
- W 2010 roku pracowałem już dla Czesława Bieleckiego w jego kampanii wyborczej.
- Odwrócił się pan politycznie o 180 stopni.
- Nie podobały mi się pewne rzeczy, które działy się w mieście - przede wszystkim chaotyczny rozwój, ale też to, co działo się z warszawskimi zabytkami. Dziką reprywatyzacją zaczęliśmy się interesować później, kiedy zaczęła się kampania referendalna i dotarły do nas informacje o tym słynnym biurowcu na placu Zamkowym. Matka wydawała synowi pozwolenie na budowę w chronionej strefie UNESCO. To było na zreprywatyzowanej działce, a co więcej - miasto, dając tę działkę na placu Zamkowym, oddało jeszcze fragment tunelu Trasy W-Z!
- Kiedy zrodziło się w pana głowie podejrzenie, że reprywatyzacja jest oszustwem, szwindlem, kradzieżą?
- Od morderstwa Jolanty Brzeskiej chyba już nikt nie miał wątpliwości, że coś tu jest bardzo nie tak.
- Proszę pana, to było samobójstwo, czytałem akta śledztwa...
- Tak zwany seryjny samobójca... Ja, niestety, nie czytałem akt, ale czytałem dużo o tej sprawie, prokuratura prowadziła śledztwo pod kątem samobójstwa, a nie zebrała podstawowych śladów - nie zabezpieczyła billingów, nagrań monitoringu. Prokuratura uważała przez dwa lata, że Jolanta Brzeska sama siebie wywiozła do Lasu Kabackiego, oblała benzyną i podpaliła. To nieprawdopodobne!
- To śledztwo jest prowadzone raz jeszcze.
- Tak, minister sprawiedliwości wznowił to śledztwo w zeszłe wakacje.
- Pani Brzeska została najprawdopodobniej zamordowana, widzi pan również, że prokuratura niespecjalnie zajmuje się śledztwem. Rodzą się panu w głowie myśli, że została zamordowana, bo przeciwdziałała jakiejś...
- Mafii reprywatyzacyjnej.
- Tutaj właśnie dochodzimy do najważniejszej rzeczy w naszej rozmowie. Użył pan takiego sformułowania, że w Ratuszu warszawskim działa zorganizowana grupa przestępcza, czyli mafia.
- Najprawdopodobniej tak. Złożyliśmy zawiadomienie do ABW, CBA i prokuratury. Zresztą tych zawiadomień złożyliśmy całkiem sporo. Naszym zdaniem działa w Warszawie zorganizowana grupa przestępcza, która ma swój przyczółek w warszawskim Ratuszu. Z drugiej strony to są świetnie zorganizowane kancelarie prawne, deweloperzy, przedsiębiorcy, którzy są tego beneficjentami. Ale bez udziału Ratusza ten proceder byłby niemożliwy, bo to są przecież publiczne kamienice i publiczny majątek. Chce pan poznać moją teorię dotyczącą reprywatyzacji?
- Tak.
- Uważam, że jest to proceder wymyślony jeszcze w latach 80. przez służby bezpieczeństwa PRL, które już wtedy wiedziały, że ten system będzie padać i przygotowywały sobie różne formy "dorabiania". Mieli dostęp do dokumentów, do fałszerzy - mieli całą wiedzę. Wymyślili to i zaczęli to realizować mniej więcej od lat 90. Jeśli widzimy w tych sprawach reprywatyzacyjnych w Warszawie wiele osób, które robiły kariery za rządów junty wojskowej, były ważnymi postaciami lat osiemdziesiątych...
- Mówi pan po prostu, że stoją za tym ubecy?
- Esbecy. Myślę, że oni to wymyślili, mieli ten pomysł biznesowy. A potem dołączyli się do tego inni sprawni, rzutcy adwokaci. Zatrzymania, które miały ostatnio miejsce, są dość spektakularne, jeśli weźmiemy pod uwagę to, kto został zatrzymany. Mówimy o ministrze zdrowia w rządzie Marka Belki, mówimy o bardzo wysokich urzędnikach warszawskiego Ratusza, o bardzo wpływowym adwokacie. A beneficjentem zwrotu tej działki przy PKiN był szef okręgowej rady adwokackiej.
- Jaki procent zwrotów według pana był nielegalny?
- Myślę, że około 10 proc. na pewno, i to tak lekko licząc. Bardzo ciężko jest w pełni legalnie pokonać reprywatyzację. My ją nazywamy dziką, bo ona odbywa się nie na podstawie ustawy, której Polska się nie doczekała... tzn. doczekała się, ale ówczesny prezydent Aleksander Kwaśniewski ją zawetował i myślę, że to nie był przypadek.
- Pana teoria o esbekach się rozwija.
- Ta reprywatyzacja odbywa się na podstawie orzecznictwa sądów administracyjnych. Niech pan sobie wyobrazi, jakie to są skomplikowane postępowania! Przecież Warszawa została zburzona, granice działek się zmieniały...
- Najbardziej skomplikowane jest to, że trzeba przejść przez pewną ścieżkę urzędniczą.
- Mechanizm był taki, że ci, którzy nie mieli dojść w Ratuszu, byli blokowani ze zwrotami. Prawowici spadkobiercy, którzy faktycznie mogli się wykazać prawem do nieruchomości, słyszeli: "Nie, nie. Wy tego nie odzyskacie". Pałac Błękitny, ten na placu Bankowym, vis-a-vis ratusza, należał do Zamojskich. Zamojskim powiedziano, że nie ma mowy, nie da się! Zamojscy sprzedali swoje roszczenia po pół roku.
- I nagle się okazało, że się da!
- Tak! Taki był właśnie mechanizm zmuszający tych prawowitych spadkobierców do sprzedaży roszczeń. Do tego ta słynna metoda "na kuratora".
- Dla 130-letniej osoby.
- Właśnie. Była cała gama możliwości.
– Zatrzymano wiele poważnych osób. M.in. wpływowi adwokaci, urzędnicy, którzy byli wcześniej ministrami w rządach. Pecunia non olet?
– To dość niesamowite. I pokazuje, jak słabe mamy państwo i jak zdemoralizowane elity. O ile w ogóle można je nazwać elitami…
– Może pierwszy milion lub nieruchomość trzeba ukraść?
– Mam nadzieję, że jednak nie. Chciałbym żyć w kraju, w którym można dojść do czegoś także ciężką pracą.
- Pani Hanna Gronkiewicz-Waltz jest w to osobiście zaangażowana? Jej rodzina przejęła kamienicę, ale jak powiedział wiceprezydent Warszawy: "ona o niczym nie wiedziała". Bo niby o czym miała wiedzieć, skoro ma tyle zajęć?!
- Myślę, że to jest nawet obraźliwe dla pani prezydent, bo chyba nie jest ona taką skończoną.
- No, no? "Skończoną".
- Nie jest chyba aż tak niemądra i ślepa, jak chciałby tego wiceprezydent Olszewski. To taka linia obrony, bo córka i mąż pani prezydent są beneficjentami tej złodziejskiej reprywatyzacji. Kamienica przy Noakowskiego 16 pochodziła z przestępstwa i Gronkiewicz-Waltz doskonale wiedziała, co się stało.
– I na razie nic się z tą sprawą nie dzieje…
– Ale to już kamyczek do ogródka mediów!
– Opisywano, opisywano. Tygodnik „Wprost” jeszcze za Marka Króla…
– Ale za mało. Wyobraża pan sobie, że burmistrz Berlina dziedziczy ukradzioną, pożydowską kamienicę i wszystko jest OK?
– Wie pan, że postępowania prokuratorskie w sprawie tych jawnie dzikich reprywatyzacji umarzano i to seryjnie?!
– Tak, to było kilkadziesiąt postępowań.
– Z tego wynika, że częścią tej mafii byli także prokuratorzy.
– Z tego wynika, że tak.
– I co można z tym zrobić? PiS jest niewinny? To łatwo tak powiedzieć, że wszystkiemu winna jest Platforma…
– Nasze stowarzyszenie ma dwóch radnych. PiS ma tych radnych tabun. Do tego posłów, senatorów. Czy oni przez te wszystkie lata złożyli jakieś zawiadomienie do prokuratury? Skąd ta bierność przez całą tę dekadę? Odwołując się do Jarosława Kaczyńskiego, teoria układu polega na tym, że jest ekumeniczny.
– Myśli pan, że Kaczyński ten układ będzie czyścił?
– Nie wiem, czy ten układ nie jest za silny…
– Ale jest czyszczony! Widzi pan, co się dzieje. Przyjeżdżają, łapią ich bladym świtem i wywożą do Wrocławia…
– I bardzo dobrze, jestem z tego powodu zadowolony. Kończąc tę teorię układu, chcę jednak przypomnieć, że trwało to nie tylko za rządów Hanny Gronkiewicz-Waltz. Pierwsze kamienice przejmowano w połowie lat 90. Żeby taki proceder mógł trwać 20 lat, to musi mieć ochronę i parasol wielu stron sceny politycznej.
– Pani prezydent jest na urlopie.
– Nabiera sił i powinna, bo postawienie jej zarzutów prokuratorskich, przynajmniej niedopełnienia obowiązków, jest niemal pewne. Mówimy o biurze gospodarowania nieruchomościami zarządzającym olbrzymim majątkiem i decyzjach urzędników, które krzywdziły zwykłych ludzi.
- Kilku poważnych ludzi jest w areszcie za kratami. I ten areszt może być postrzegany jako areszt wydobywczy. Potrzyma się tam urzędnika i powie mu: co nam ciekawego zdradzisz...
- Przypomnę, że kiedy chciano aresztu dla Józefa Piniora w innej sprawie, to jednak się na to nie zdecydowano. To, że ci od sprawy dzikiej reprywatyzacji siedzą w areszcie tymczasowym, może świadczyć o tym, że dowody są mocne, a sprawa rozwojowa. I chyba ktoś zaczął sypać.
- Zaczął?
- To jest też ciekawa rzecz, bo dwóch urzędników, którzy siedzą w areszcie, to jedyni, którzy mieli pełnomocnictwa pani prezydent Gronkiewicz-Waltz. Oprócz nich właśnie ona.
- Sądzi pan, że zaczynają się brać za panią prezydent?
- Na jej miejscu byłbym poważnie zaniepokojony.
– Czyli na jej miejscu intensywnie by pan wypoczywał?
– Tak. Dodajmy, że historia tej najdroższej działki przy Pałacu Kultury to nie tylko oddanie jej, ale także zmiana planu zagospodarowania terenu. W ostatnich dniach pierwszej kadencji pani prezydent zmieniono to do prawa budowy do 230 metrów wysokości. O ile rośnie wartość tej działki, jeżeli nie można już na niej budować tylko 5-piętrowego budynku, ale wieżowiec?! Wiele wątków wskazuje, że ta sprawa sięgała wyżej niż tylko biura gospodarowania nieruchomościami.
Z Janem Śpiewakiem, działaczem stowarzyszenia „Miasto Jest Nasze” rozmawiał Sławomir Jastrzębowski.