- Rosyjskie służby rekrutują dywersantów, oferując do 10 tysięcy dolarów za akty sabotażu, często przez Telegram.
- Ostatnie wykolejenie pociągu może być "próbą generalną" przed poważniejszymi atakami w Polsce.
- Polskie służby zatrzymały dwóch Ukraińców podejrzanych o dywersję na zlecenie rosyjskiego wywiadu.
- Jakie są metody werbunku i czy Polska jest gotowa na dalsze zagrożenia? Dowiedz się więcej o rosyjskiej strategii dywersyjnej!
Chodzi o jak największe szkody
Ekspert obawia się, że najgorsze dopiero przed nami. Jego zdaniem kilka dni temu wróg przetestował jak działają polskie służby i wkrótce znowu może uderzyć. Ładunek na torach Marek Meissner nazywa typowym działaniem dywersantów. - Wybierane są miejsca, gdzie jest po pierwsze mało światła, a po drugie, gdzie jest niebezpieczny kawałek toru. Chodzi o to, żeby w momencie wykolejenia spowodowane były jak największe szkody. – mówi analityk wojskowy. Meissner dodaje, że dywersanci do podobnych jednorazowych akcji werbowani są najczęściej przez Telegram, rosyjskie medium społecznościowe. - Bywa, że to bardzo młodzi ludzie, nawet nie zawsze dorośli. Stawka za jednorazową akcję, taką jak podpalenie to koło 10 tysięcy dolarów dla całej grupy – mówi ekspert i dodaje, że do najpoważniejszych zadań wykorzystywany jest jednak werbunek osobowy.
Grozi im dożywocie
Tak było z pewnością w przypadku mężczyzn podejrzewanych przez polskie służby o ostatni zamach. Jewhienij Iwanow i Ołeksandr Kononow, obaj narodowości ukraińskiej, mieli działać na zlecenie rosyjskich służb i po wykonaniu swojej części operacji uciec na Białoruś. Prokuratura postawiła im zarzuty dokonania aktów dywersji o charakterze terrorystycznym na rzecz wywiadu Federacji Rosyjskiej przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej.- Mamy do czynienia z bardzo poważną sytuacją aktu dywersyjnego podjętego na zlecenie obcych służb i gorąco apeluję o to, żeby z należytą powagą te wszystkie kwestie traktować, szanować działania służb - mówił w Sejmie minister koordynator służb specjalnych Tomasz Siemoniak (58 l.).