Jan POSPIESZALSKI: Z Komorowskim byłem na TY

2011-04-17 8:00

- Z Komorowskim byłem nawet na ty. Choć był to okres sprzed prezydentury. Kindersztuba nie pozwoliłaby mi zwracać się tak do niego już jako marszałka Sejmu. Przyznam, że miałbym dziś do niego kilka pytań... - mówi w wywiadzie tygodnia "SE" Jan Pospieszalski.

"Super Express": - Od rockmana do roli konserwatywnego, katolickiego publicysty. To długa droga?

Jan Pospieszalski: - Wbrew pozorom nie tak długa. Muzykiem jest się do końca życia. To natura, a nie zawód. Nawet dziś, płacąc na stacji benzynowej, spostrzegłem, że między drobnymi mam wciąż kostki do gitary. Co do poglądów ważny był tu przekaz z domu. Wartości patriotyczne i antykomunistyczne. Świadomość zaangażowania przodków w Polskę. Patrzenie na rodzinę jak na sztafetę pokoleń.

Przeczytaj koniecznie: Pospieszalski oskarża Tuska: Odebrał mi prawo wykonywania zawodu!

- Dominuje stereotyp, że muzycy to ludzie myślący o imprezach, w kontaktach z państwem interesuje ich sprawa legalizacji marihuany. Z drugiej strony po doświadczeniu PRL wielu twórców nie kryje prawicowych poglądów. Niewiele osób wie np. o tym, że Kazik Staszewski sympatyzował z Korwin-Mikkem.

- Te stereotypy to przesada. Wokół siebie mam wiele postaw podobnych do mojej. Przez długi czas miałem przyjemność grać w zespole Czerwone Gitary. Na koncercie z okazji 40-lecia zespołu był tylko jeden utwór, podczas którego ludzie w całej Kongresowej wstali z zapalonymi zapalniczkami, wzbudzając niepokój ludzi od przepisów BHP: "Biały krzyż". Dopiero niedawno dowiedziałem się, że ojciec Krzysztofa Klenczona był uczestnikiem podziemia niepodległościowego. Represjonowany w PRL, w latach 50. musiał ukrywać się ze zmienioną toż-samością na drugim końcu Polski. Przez 10 lat nie miał kontaktu z żoną i dziećmi. I Czerwone Gitary, zespół będący w Polsce odpowiednikiem Rolling Stones czy The Beatles, zamiast śpiewać o wtykaniu "sticky fingers", śpiewał o krzyżu! To też pokazuje, co w Polsce jest mocno zakorzenione.

- Wśród znajomych ma pan jednak takich, których pana poglądy odrzuciły. Jerzy Owsiak przyznał na łamach "SE", że kiedyś się przyjaźniliście, był pan świadkiem na jego ślubie. Teraz od lat nie rozmawiacie.

- To pytanie bym odwrócił i zadał Jurkowi Owsiakowi. Niech przejrzy listę znajomych z dawnych lat i zastanowi się, ilu z nich odwróciło się od niego? Co się stało z nim i jego postawą, publicznymi zachowaniami? Wiem, że nie tylko ze mną nie może dziś rozmawiać.


 

- Silna identyfikacja polityczna nie jest problemem? Nie bał się pan dać twarzy AWS, prowadząc kampanię...

- To było spłacenie długu wobec środowisk Solidarności i tego, co zrobiły dla Polski. Wówczas ten szeroki ruch popierany był np. przez Niemena, Kukiza i całe Voo Voo. To było naturalne wystąpić przeciwko spadkobiercom tradycji Jaruzelskiego, Gomułki i Stalina. To nie było partyjne. Rządy AWS nie pozostawiły po sobie wiele, prócz Instytutu Pamięci Narodowej. I jeżeli kryptopostkomuniści z PO nie zdewastują IPN, to zawsze podkreślę, że opłacało się.

Patrz też: Rozmowa z Janem Pospieszalskim o filmie Solidarni 2010, który wywołał burzę (WYWIAD)

- Długo zna się pan z politykiem AWS, a później PO Bronisławem Komorowskim. Dziś prezydentem. Sprzeciwiał się np. likwidacji WSI.

- Z Komorowskim byłem nawet na ty. Choć był to okres sprzed prezydentury. Kindersztuba nie pozwoliłaby mi zwracać się tak do niego już jako marszałka Sejmu. Przyznam, że miałbym dziś do niego kilka pytań...

- Nie miał pan szansy ich zadać?

- Próby kontaktu z politykami PO, których znałem jak Komorowski, Biernacki czy Czuma, od dłuższego czasu są trudne. Unikają mnie, nie odpowiadają na telefony. Choć nie wszyscy. Są wyjątki, jak Gowin czy Andrzej Halicki.

- O co zapytałby pan prezydenta?

- O wiele spraw. Dlaczego zaprasza do Pałacu i przywraca do łask Jaruzelskiego - człowieka uporczywie podającego się za polskiego generała? Dlaczego do dziś nie zadzwonił do Marty Kaczyńskiej, by złożyć jej kondolencje? Co sprawiło, że otoczył się tak podejrzanym środowiskiem w kancelarii? Dlaczego pomimo okazji nie chciał przeprosić prezydenta Kaczyńskiego za swoje słowa "jaka wizyta, taki zamach"? Skąd pośpiech w odznaczeniu przedstawicieli rosyjskich służb, gdy wiadomo było, że te służby okradły ofiary katastrofy, jak panowie Przewoźnik czy S. Skrzypek?

- Nie lubi pan wciskania w buty PiS-owca. Załóżmy jednak, że zgłasza się do pana prezes Kaczyński i prosi o poprowadzenie kampanii.

- Odmówiłbym. Bez względu na wyrzucenie mnie z telewizji publicznej chcę mieć pewną niezależność i możliwość patrzenia władzy na ręce. Próba etykietowania publicystów partyjnymi szyldami jest wyrazem bezradności intelektualnej liderów "ośrodków zarządzania szacunkiem". Nie ma argumentów merytorycznych, to rzuca się inwektywą bądź przypisuje kogoś do PiS albo Rydzyka. Usiłuje się dzielić dziennikarzy na prawicowych i normalnych. A ja podzieliłbym ich na reprezentujących polski lub moskiewski punkt widzenia. Mogę być identyfikowany z poglądami, ale nie muszę z partią.


 

- Co się panu w PiS nie podoba?

- Brak profesjonalizmu w walce o władzę. Obawiam się, że partia Kaczyńskiego nie chce wygrać wyborów, choć może. Powinni przygotować zespół ludzi do monitorowania procesu wyborczego. Wiem, że tego nie ma.

ZOBACZ: Film Pospieszalskiego Solidarni 2010 - płakał aktor, KGB oskarżał aktor

- W obawie o sfałszowanie wyborów przez PO?

- W ostatnich wyborach w konsulacie RP w Brukseli znalazło się w urnie 100 kart do głosowania więcej, niż ich wydano. Na 2 tys. głosów to 5 proc.! Sporo. Oznacza to, że fałszerstwo wyborcze jest możliwe. Zwłaszcza w kraju, w którym partia opozycyjna jest zepchnięta do narożnika z napisem "zagrożenie demokracji". Skoro znalazła się osoba uznana za poczytalną i zabiła obcego człowieka dlatego, że jest działaczem PiS, to znajdą się setki zaczadzonych umysłów, które z nienawiści do Kaczyńskiego dosypią do urn to i owo.

- A co się panu podoba w PO?

- A czy istnieje coś takiego jak PO? Co tam oceniać? Postawę Niesiołowskiego czy może Gowina? Czy PO to Drzewiecki, czy może Marek Biernacki? To już nie jest partia, tylko koteria polityczna. Nie ma programu, tylko trzyma się władzy, gra na emocjach publicznych i boi się rozliczenia za szkodnictwo ostatnich trzech lat.

- Takie sobie te pochwały...

- Myśląc Platforma, widzę tego przerażonego, małego polityka, jakim jest Donald Tusk. Histeryczny strach premiera przed wynikami badań opinii publicznej, upublicznieniem kompromitującej Polskę postawy wobec Rosjan. Stosując obłędny PR, zniszczyli debatę publiczną w Polsce. Wypychając przed kamery głupotę i ignorancję, którą reprezentują Palikot i Niesiołowski, którzy powinni odpowiedzieć za stosowaną przez siebie przemoc werbalną.

- Minął rok od tragedii i coraz częściej słychać głosy, że czas rozliczyć prezydenturę Lecha Kaczyńskiego. Byłby pan w stanie?

- Rok wystarczy, by przerwać milczenie w tej sprawie. Najchętniej sam zakończyłbym temat smoleński. Chciałbym jednak, żeby w ciągu roku ustalono szczegóły i okoliczności tego, co się wydarzyło. Tymczasem mamy same pytania i snucie spiskowych teorii o brzozie, pilotach samobójcach, pijanym dowódcy. Skończył się okres ochronny i mamy mówić poważnie o prezydenturze Kaczyńskiego? W porządku, ale zachowajmy symetrię. Mówmy poważnie także o tych politykach, mediach i za przeproszeniem "autorytetach moralnych", którzy przez lata jego prezydentury w skandaliczny sposób szydzili z głowy państwa.

- Załóżmy, że już się wzięliśmy. Co prezydent Kaczyński robił nie tak?

- Nie rozumiem, dlaczego przetrzymywał i nie publikował aneksu dotyczącego likwidacji WSI.


 

PRZECZYTAJ: Bronią Pospieszalskiego, krytykują Lisa

- Nie chce stać się pan niewolnikiem tematu smoleńskiego. Jednak ostatni rok, ale także najnowsze projekty robią jednak z pana "Jana od Smoleńska".

- Kwestia tajemniczej śmierci prezydenta i 95 naszych rodaków w jakiś sposób mnie naznaczyła. Sprawa katastrofy jest czymś fundamentalnym dla rozmów o Polsce. To kwestia odpowiedzialności państwa za bezpieczeństwo własnych obywateli, za wizerunek kraju na świecie. Jeśli PO jest mistrzem budowania PR-u, to przecież nie ma większego zaniedbania, jeżeli chodzi o budowanie wizerunku niż to, które popełnił Tusk w relacjach międzynarodowych w sprawie katastrofy. Rosjanie upokarzają nas miesiąc po miesiącu i rząd nie reaguje.

- Wizerunek Polski za granicą szwankował raczej za rządów PiS.

- I niby za rządów PO odbudowujemy ten wizerunek? Na miłość boską, przecież dziś na całym świecie mamy rechot z Polski, gdy ktoś analizuje to, jak zachował się nasz rząd w sprawie katastrofy. Oddanie śledztwa, odpuszczenie spraw dowodowych. Przeczytałem ten słynny 13 załącznik do konwencji chicagowskiej. I tam jest czarno na białym, że polski przedstawiciel akredytowany przy rosyjskiej MAK ma prawo powołać własny, także międzynarodowy zespół ekspertów. Ten siwy, nerwowy mężczyzna, który opowiada co chwila inne wersje wydarzeń, uporczywie podając się za eksperta, mógł to zrobić! Albo przekazać opinii publicznej, że ma takie prawo. Możliwe są trzy wersje. Płk Edmund Klich albo nie przeczytał konwencji, albo zakazano mu powoływać ekspertów, albo działa jakby był rosyjskim agentem.

- Odrywając się od Smoleńska - byłby pan w stanie jako dokumentalista zrobić film np. o problemach polskiego Kościoła? Powiedzmy o pedofilii bądź homoseksualizmie wśród księży?

- Robiłem takie programy, choćby w 2006 r. i nie mam z tym problemu. Ale pracuję w mediach i chyba zrobiłbym najpierw dokument o nadużyciach seksualnych w... telewizji. Nie sądzę, żeby kwestia nadużyć seksualnych dotyczyła wśród grup zawodowych szczególnie księży.

- Pokazałaby go TVP? Pańskie stosunki z TVP są dość skomplikowane...

- Ależ są bardzo proste. Iwona Schymalla pierwszy raz od 7 lat, w przeciwieństwie do jej poprzedników, nie przedłużyła kontraktu na program "Warto rozmawiać".

- Juliusz Braun, prezes TVP i faworyt w nowych wyborach, mówi, że jest otwarty na rozmowy z panem.

- Takich gadek o otwarciu telewizji słyszę przez ostatnie pół roku wiele. Ale podległa panu Braunowi dyrektor może przywrócić ten program. I nie chodzi o to, że mam mieć w telewizji dożywocie. Tylko o to, że "Warto rozmawiać" miało naprawdę liczną i wierną widownię. Choć TVP usiłowała w ciągu dwóch lat gubić trop za programem. Siedmiokrotnie przesuwała nas na różne godziny, często co tydzień o kilkaset minut. Raz zmienialiśmy antenę...

- Pojawiły się komentarze, że skoro jest tak świetny i widownia tak liczna, z miejsca przechwyci pana konkurencja TVP, czyli np. Polsat albo TVN...

- To zabawna sugestia, bo oparta na przekonaniu, że panuje u nas wolny rynek. Dlaczego jednak ani TVN, ani Polsat nie wzięły do emisji filmu dokumentalnego "Towarzysz Generał" o Jaruzelskim? Nie znam innego przypadku w polskiej telewizji po 1989 r., żeby film dokumentalny miał 3-milionową widownię! I TVP nie emituje go ponownie? Konkurencja ma szansę i nie chce pokazać? Gdzie jest ten wolny rynek? Film "Krzyż" Ewy Stankiewicz z moim współudziałem, który świetnie sprzedaje się w empiku, nie pojawia się w żadnej telewizji. Film "List z Polski" został wypuszczony przez telewizję w Holandii, a żadna w Polsce nie chciała? Oczywiście dlatego, że wolnego rynku mediów nie ma. Jest tylko zamknięty układ polityczny obejmujący telewizję.


 

- Nowy projekt pana i Ewy Stankiewicz - "Lista Pasażerów" - też nie zostanie wyemitowany?

- Nie wiem. To seria rozmów z ludźmi, rodzinami ofiar katastrofy smoleńskiej. I to, co opowiadają, jest zdumiewające, przechodzi ludzkie pojęcie. Okazuje się, że polski rząd zabronił im otwierania trumien, bo "nad trumnami rozciąga się rosyjska jurysdykcja"! Córka prezydenta nie została poinformowana o tragedii, dowiedziała się z mediów. Zamiast tego przesłuchiwana była przez Rosjan za pośrednictwem polskich prokuratorów. Pytano, co na pokładzie samolotu robił nasz prezydent i w jakim celu leciał do Rosji! To haniebne postępowanie przy zasłanianiu się procedurami. Przecież to była międzynarodowa wizyta głowy państwa, a nie prywatna wycieczka profesora z Gdańska.

- Słyszałem ambasadora RP w Rosji, który mówił, że zastosowano tu jakiś trik i oficjalnie była to pielgrzymka do Katynia, a nie oficjalna wizyta prezydenta.

- Tych wytłumaczeń słyszałem już tyle, że sam nie wiem, co o tym myśleć. Zastanawiam się, jak to się stało, że z Okęcia wystartował samolot wojskowy, rządowy Tu-154, a w powietrzu zamienił się w cywilny samolot pasażerski. Tego cudu nie jestem w stanie zrozumieć. Do tego dochodzi jedna cała ścieżka upokorzeń. Sprawa tablic, które panie Merta i Kurtyka, wobec całkowitej bezczynności rządu, z porywu serca same zawiozły i zamontowały na miejscu tragedii ich mężów. Teraz Rosjanie tę tablicę rąbnęli i rządu to właściwie nie obchodzi! Upublicznienie krzyku ginących ludzi przez rosyjską komisję MAK. Przecież to barbarzyństwo, operacja na wrażliwości rodzin ofiar. Zwykła ludzka empatia każe upominać się o tych, którym dzieje się krzywda.

Jan Pospieszalski

Muzyk, publicysta