"Super Express": - Na środowej demonstracji pod Kancelarią Premiera wznosili państwo hasła o poszanowanie wolności słowa. Jest ona w naszym kraju zagrożona?
Jan Pospieszalski: - Myślę, że tak. To jest jednak szerszy problem. W kraju demokratycznym i pluralistycznym powinny być szanowane różne opinie. Okazuje się jednak, że istnieją poglądy, które są wykluczone. Widać to doskonale na tle tego, co działo się po katastrofie smoleńskiej. Stosunek establishmentu czy większości mediów do tego tematu wskazuje, że są poglądy, które dzieli się na trefne i niegodziwe oraz poglądy jedynie słuszne.
- Jak to się objawia?
- Tych, którzy mieli odwagę głośno wyrażać brak zaufania co do rzetelności śledztwa rosyjskiego w sprawie tragedii w Smoleńsku, odsądzano od czci i wiary. Wraz z grupą dziennikarzy, polityków i zwykłych ludzi, z którymi rozmawiałem na Krakowskim Przedmieściu, zostałem zaliczony do tych, którzy wyznają spiskową teorię dziejów. To po prostu odmawianie uczestnictwa w debacie i funkcjonowania w przestrzeni demokratycznej tym, którzy nie zgadzają się z poglądami większości.
Patrz też: Jan Pospieszalski: Widziałem pluszową kaczkę dartą na strzępy
Więcej
https://polityka.se.pl/wiadomosci/widziaem-pluszowa-kaczke-darta-na-strzepy-aa-keBy-G2Ft-9pL5.html
- Chodzi panu o dziennikarzy publicznych mediów?
- Z publicznych mediów usuwa się niewygodnych dziennikarzy: Anitę Gargas, Bronisława Wildsteina, Rafała Ziemkiewicza, Joannę Lichocką i innych. To niezwykle groźne zjawisko, gdyż ci ludzie tracą pracę ze względu na swoje poglądy. To nie tylko kwestia mediów publicznych, ale także komercyjnych. Powinny one konkurować na zróżnicowanym i pluralistycznym rynku, a tu okazuje się, że mówią jednym głosem.
- Nasza rozmowa dowodzi chyba, że z pluralizmem nie jest tak źle.
- Wasza gazeta jest jedną z nielicznych, która stara się ten pluralizm zachować.
- Wspomniane przez pana osoby usunięto z powodu poglądów. Ale zmiany w kierownictwie TVP zawsze na tym polegają?
- Nie ma tutaj żadnej prostej symetrii. Mamy do czynienia z wycinaniem w pień tych, którzy zostali zidentyfikowani jako przedstawiciele opcji konserwatywnej. Telewizja publiczna za czasów prezesury Wildsteina czy Urbańskiego mogła być wzorcem pluralizmu na tle pozostałych mediów, zaangażowanych przecież po jednej stronie sceny politycznej.
- Za poprzedniej władzy też podnoszono larum, że dochodzi do czystek osób niewygodnych.
- Rozwiązywanie współpracy z dziennikarzami w tamtych czasach ma się nijak do tego, co się dzieje teraz. Jest absolutnie nieporównywalne, jeśli chodzi o skalę. To był okres, kiedy osoby związane z inną opcją polityczną, ale od lat pracujące w TVP, pozostały na swoich stanowiskach w wielu redakcjach czy choćby w całym segmencie rozrywkowym.
- Ale upolitycznione są głównie serwisy informacyjne i publicystyka. Choćby wiadomości, gdzie królowała opcja prawicowa...
- Wiadomości za czasów Jacka Karnowskiego były bardzo dobrym i rzetelnym programem informacyjnym. Jeśli dochodziło do pewnego zachwiania symetrii, należy to odnosić do tego, co działo się w całej debacie publicznej - na innych antenach i w innych ramówkach. W momencie, kiedy największe media w Polsce jednostronnie i monotematycznie opisywały wydarzenia w naszym kraju, tylko TVP miała odwagę mówić innym głosem i sięgać głębiej. Teraz tak się nie dzieje.
- Czym jest dla pana wolność słowa?
- Chciałbym, żeby odwaga w pokazywaniu naszej rzeczywistości nie była piętnowana. Żeby nie trzeba było płacić wysokiej ceny za swoje poglądy. Polska powinna być krajem, w którym można zrobić nie całkiem trafione i nie zawsze udane audycje, ale uczciwe intelektualnie. Takie, które widownia będzie mogła sama ocenić, czy są one prawdziwe czy nie.
Jan Pospieszalski
Publicysta konserwatywny