"Super Express": - W czwartek Platforma Obywatelska zakończyła okupację sali sejmowej. Kto pana zdaniem wyszedł zwycięsko z trwającego miesiąc ostrego sporu?
Jan Olszewski: - Trudno mówić, by ktokolwiek był zwycięzcą. Stała się rzecz fatalna, kompromitująca nasz system parlamentarny. Choć oczywiście bardzo długa historia polskiego parlamentaryzmu, w I, II, a także III Rzeczypospolitej, obfitowała w elementy komediowe, czasem tragikomiczne. Ale tego typu działanie dwóch poważnych - mówiąc poważnych, mam na myśli liczbę posłów - stronnictw politycznych, PO i Nowoczesnej, może tworzyć niebezpieczny precedens. Taki, jakim kiedyś było liberum veto, które dla Polski skończyło się tragicznie.
- Minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak powiedział, że posłom okupującym mównicę może grozić do dziesięciu lat więzienia. Faktycznie politycy opozycji mieliby być pozbawiani wolności?
- To byłaby zdecydowana przesada. Posłowie i senatorowie jako wybrani przedstawiciele swoich wyborców muszą mieć margines tolerancji, a opozycja jest w Sejmie niezbędna. Natomiast poważnie należy zastanowić się nad tym, jak przeciwdziałać tego typu sytuacjom, jak blokowanie mównicy i zrywanie Sejmów w przyszłości. Jak najbardziej wskazane jest więc wprowadzenie zmian i kar, na przykład finansowych, w regulaminie Sejmu, a może nawet Ustawie o obowiązkach posła i senatora.
- Wydaje się jednak, że protest wywołał marszałek Sejmu Marek Kuchciński z PiS. Najpierw mieliśmy próbę ograniczenia obecności dziennikarzy w Sejmie. Potem wykluczenie posła Szczerby, który - jak słyszymy w słynnym już wystąpieniu - mówi o muzyce i finansowaniu Sinfonii Varsovia, co miało jak najbardziej związek z ustawą budżetową. Wykluczając posła z obrad, marszałek ewidentnie popełnił błąd.
- Nie twierdzę, że marszałek miał w tej sprawie rację. Ale we wszystkich poprzednich kadencjach Sejmu marszałkom pomyłki i wątpliwe decyzje się zdarzały. Teraz reakcja była niewspółmierna, odnieść można wrażenie, że strona opozycyjna czekała na pretekst do awantury i pretekst ten wykorzystała. Trzeba natomiast marszałkowi oddać, że nie użył straży marszałkowskiej, zachował godną pochwały cierpliwość.
- Spontaniczny protest, walka między PO i Nowoczesną o to, kto jest prawdziwą opozycją, a może, jak twierdzi Jarosław Kaczyński, pucz i próba obalenia rządu - co chciała ugrać opozycja?
- Być może ktoś spośród protestujących miał dalekosiężne plany i marzył o obaleniu rządu, ale zwłaszcza z dzisiejszej perspektywy widzimy, że pomysły te były chybione z punktu widzenia zdrowego rozsądku politycznego. Bardziej prawdopodobnym motywem jest faktyczna rozgrywka między dwoma partiami opozycyjnymi, czyli Platformą Obywatelską i Nowoczesną. Ale w tym momencie to zupełnie oczywiste, że to wielka przegrana całej opozycji.
- Mówimy o PO i Nowoczesnej. Zupełnie inaczej zachowywały się PSL i Kukiz'15, wzywały do kompromisu.
- Powiedzmy sobie - w ich zachowaniu nie było nic nadzwyczajnego, oba ugrupowania wykazały pewną elementarną odpowiedzialność, która powinna być normą. Zachowały się w granicach rozsądku politycznego.
- Były prezydent Bronisław Komorowski podczas wiecu antyrządowego powiedział, że "miał satysfakcję", widząc uciekających z Sejmu polityków PiS. Zaskakują pana takie słowa w ustach byłego prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej?
- Jeżeli chodzi o Bronisława Komorowskiego, to on w okresie prezydentury, ale też wcześniej, jako marszałek Sejmu, miał elementy pewnej szczególnej barwności w swoim języku. Przypomnę choćby mające dziś tragiczny wydźwięk powiedzenie o polskich pilotach, którzy latać mogą nawet na drzwiach od stodoły. Przykładów takiej retoryki Bronisława Komorowskiego znaleźć można wiele, a przytoczone przez pana słowa wpisują się w ten ciąg wypowiedzi.
- Politycy opozycji mówią dziś, że budżet został uchwalony nielegalnie. Jednocześnie przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk straszy groźnymi konsekwencjami dla Polski - na przykład obcięciem finansowania z Unii Europejskiej - jeśli ktoś w Europie budżet ten podważy. Czy faktycznie głosowanie w Sali Kolumnowej mogło być nielegalne, i czy konsekwencje tego byłyby rzeczywiście aż tak poważne?
- Uważam, że mówienie o nielegalności budżetu to kolejne hasło, którego rozpaczliwie chwyta się opozycja. Bo sprawa ograniczeń dla dziennikarzy upadła bardzo szybko, PiS z propozycji się wycofał. Kwestia wykluczenia - obojętnie słusznego czy nie - posła PO nie była aż tak nośnym tematem, więc chwycono się budżetu. Uważam, że głosowanie w Sali Kolumnowej było jak najbardziej legalne. Jednak gdyby z jakichś przyczyn temat był przez opozycję podtrzymywany, a różne czynniki zagraniczne usiłowały go wykorzystać w kwestii chociażby ograniczenia funduszy europejskich dla Polski, to mielibyśmy do czynienia z czymś absolutnie fatalnym i dla naszego kraju niebezpiecznym.
- Pojawiły się też głosy, że ten cały spór wywołany został po to, by rozchybotać sytuację polityczną, pokazać, że jesteśmy krajem mało stabilnym w momencie, gdy przyjeżdżają do nas amerykańscy żołnierze. I że podgrzaniem atmosfery w Polsce zainteresowane jest rosyjskie lobby. Zgadza się pan z tą opinią?
- Spokojnie możemy przyjąć, że rosyjska agentura wpływu w Polsce nie jest słabsza, a może nawet silniejsza niż w innych krajach. I będzie robiła wszystko, by tego typu konflikty w swoim interesie wykorzystywać. Nie sądzę natomiast, by inspirowała działania opozycji, bo mam nadzieję, że są elementarne polskie interesy, które dla wszystkich stron sceny politycznej pozostaną wspólne. Gdyby było inaczej, trzeba by było uznać, że działania opozycji ocierają się o osiemnastowieczną praktykę Targowicy.
- Mamy w Polsce żołnierzy amerykańskich. To efekt działań obecnego rządu czy może raczej poprzedników?
- To bezpośredni efekt ustaleń ubiegłorocznego szczytu NATO w Warszawie. Można natomiast oczywiście dyskutować o tym, kto się do tego bardziej na przestrzeni lat przyczynił. Ale przyjmijmy, że to sukces polskiej konsekwentnej polityki prowadzonej przez kolejne rządy od wielu lat.
- A jak ocenia pan działania ministra obrony Antoniego Macierewicza?
- Bardzo wysoko. Wydaje się, że w polskich siłach zbrojnych coś się zaczyna poważnego dziać i mamy do czynienia z początkiem rzeczywiście gruntownej reformy. Poza tym - wojskowość to była do tej pory dziedzina, delikatnie mówiąc, zastoju. Dziś to się zmienia.
- Rok 2017 będzie raczej spokojny czy wręcz przeciwnie?
- Trudno oczekiwać spokoju i nie chodzi tu wcale o wydarzenia w naszym kraju. Już za kilka dni jako prezydent USA zaprzysiężony zostanie Donald Trump. Padną oficjalne deklaracje, które będą dotyczyć tego, co nas w tym roku będzie czekać, chociażby relacji USA z Rosją. Jak będzie, zobaczymy, jednak sytuacja międzynarodowa Polski w 2017 r. nie jest tak spokojna ani obiecująca, jak miało to miejsce w ostatnich dwóch dziesięcioleciach.