Jan Olszewski

i

Autor: Piotr Bławicki

Jan Olszewski: W sprawie Trybunału PiS działał niezręcznie

2016-11-26 3:00

"Super Express": - Niedawno mieliśmy rocznicę powstania rządu Beaty Szydło. Jak pan, jako były premier, ocenia 12 miesięcy obecnej ekipy? Jan Olszewski: - Sztandarowym przedsięwzięciem był oczywiście program Rodzina 500 plus. To moim zdaniem niewątpliwy sukces rządu. Rzecz, która już dawno powinna być zrealizowana. Dotyczy sprawy zasadniczej dla Polski. Na horyzoncie rysuje się bowiem katastrofa demograficzna, drastyczny spadek liczby urodzeń. Należy go odwrócić. I dlatego 500 plus jest środkiem kosztownym, ale niezbędnym i jego wprowadzenie jest jak najbardziej uzasadnione. Są też inne ważne projekty społeczne, na przykład obniżenie wieku emerytalnego czy Mieszkanie plus. To odejście od liberalnej doktryny gospodarczej. Czas na to najwyższy, bo bez zmiany kierunku w dłuższej perspektywie struktura społeczna zmieniłaby się w taki sposób, że całkowicie zahamowany zostałby rozwój gospodarczy i społeczny Polski. Niestety, te zmiany następują dosyć późno. Ale dobrze, że następują.

- Co do późnych zmian. Przez lata pana środowisko zabiegało o dekomunizację, lustrację, obcięcie emerytur esbekom. Teraz robi to rząd Beaty Szydło. Czy to realne i po tylu latach potrzebne?

- Jest to oczywiście realne, potrzebne, szkoda, że tak mocno spóźnione.

- Pana rząd proponował to już na początku lat 90. Dlaczego wtedy się nie udało?

- Odpowiedzialność ponosi ówczesny prezydent Lech Wałęsa, który zdecydowanie sprzeciwił się proponowanym przez nas zmianom i je zablokował. Dlatego zmiany te są spóźnione o niemal ćwierć wieku.

- Lech Wałęsa próbuje się teraz kreować na lidera obozu tzw. obrońców demokracji, przywódcę opozycji. Były prezydent mówi o zagrożeniu dla demokracji, praworządności. Histeria, a może jest jednak coś na rzeczy, i działania PiS na przykład wobec Trybunału Konstytucyjnego czy mediów publicznych szkodzą państwu prawa?

- Tu jest cały szereg spraw. Sprawa Trybunału jest najgłośniejsza. I muszę przyznać, że przy załatwianiu tej sprawy były pewne niezręczności ze strony Prawa i Sprawiedliwości. Nie dopatrywałbym się tu jednak zagrożeń dla demokracji. Zachowajmy odpowiednie proporcje. Jeśli już mówimy o zagrożeniach dla demokracji, to następowały one w dużo większej skali wcześniej. Z ogłoszeniami czy wykonaniem orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego bywało różnie za rządów Platformy Obywatelskiej, a nawet jeszcze wcześniejszych rządów. Są do dziś orzeczenia sprzed wielu lat, które zostały zwyczajnie zignorowane.

- Przed siedzibą Sądu Najwyższego trwa od kilku miesięcy protest byłych opozycjonistów przeciwko uwięzieniu Zygmunta Miernika, który został skazany i siedzi w więzieniu za rzucenie tortem w sędzię w proteście przeciwko nieosądzeniu komunistycznego bandyty Czesława Kiszczaka. Czy nie jest to paradoks, że żaden ze zbrodniarzy stanu wojennego siedzieć nie poszedł, a do więzienia trafił były działacz opozycji antykomunistycznej, który przeciwko brakowi rozliczeń protestował?

- To cenzurka wystawiona całemu wymiarowi sprawiedliwości, który jest tą częścią aparatu państwowego, która cieszy się jednym z najniższych stopni uznania w Polsce. Wymiar sprawiedliwości powinien być oparty na autorytecie jego orzeczeń. A w Polsce autorytet ten jest bardzo niski. I mówię tu nie tylko o braku rozliczeń zbrodni komunistycznych, co jest oczywiście skandalem, ale też o codziennej praktyce cywilnej czy karnej.

- Ostatnio przy okazji ekshumacji ofiar tragedii smoleńskiej znów podniosła się temperatura sporu, podzielone są same rodziny. Czy pana zdaniem śledztwo po zmianie władzy jest na dobrej drodze i jakie ma ono znaczenie?

- Znaczenie ma fundamentalne. Dlatego że pozostawienie tej sprawy w zawieszeniu, że do dziś nie wiemy, co się stało, jest niedopuszczalne z punktu widzenia autorytetu państwa polskiego. Na pewno - co pokazuje choćby kwestia ekshumacji - jest to sprawa bardzo trudna i na efekty śledztwa poczekamy prawdopodobnie, jeszcze bardzo długo. Jednak dobrze, że to śledztwo jest prowadzone i mam nadzieję, że przyniesie rezultaty.

- Innym trudnym śledztwem w spadku po PO jest afera warszawska. Wyłudzone publiczne miliony, tragedie ludzkie, eksmisje na bruk. Jako warszawiak, a także prawnik, uważa pan, że jest w ogóle szansa na to, że państwo poradzi sobie z mafią reprywatyzacyjną?

- To kolejna potężna afera typowa dla historii III Rzeczypospolitej. Skandalem jest jednak fakt, że w obiegu publicznym od lat było wiadome, że w Warszawie patologie przy wyłudzeniach roszczeń mają miejsce. I przez wiele kolejnych rządów było to tolerowane. Teraz co najwyżej zdajemy sobie sprawę ze skali procederu, choć może jeszcze nie do końca.

- Piotr Ikonowicz stwierdził niedawno na naszych łamach, że mafia warszawska jest na tyle potężna, że państwo w walce z nią, nawet pomimo dobrych chęci, stoi na straconej pozycji. Zgadza się pan z tą opinią?

- To dopiero zobaczymy. Na pewno ważne, że sprawa ta jest odpowiednio nagłaśniana, także przez społeczne czynniki - stowarzyszenia, media. To różni tę aferę od poprzednich tego typu i daje nadzieję, że nie da się tych patologii zamieść pod dywan. Podstawą tej nadziei jest powołanie komisji weryfikacyjnej. Istotne jest to, że ma ona specjalne uprawnienia, niech zrobi z nich właściwy użytek.

- Zmieniając temat. Nastąpiła ogromna zmiana na arenie międzynarodowej. Prezydentem Stanów Zjednoczonych został Donald Trump. I jedni mówią - wspaniale, Republikanin, będzie drugim Ronaldem Reaganem. Inni z kolei niepokoją się, że będzie zwrot w kierunku Rosji, że Trump dogada się z Putinem, co gorsza, kosztem Ukrainy, krajów bałtyckich czy Polski. Kto ma rację?

- Na oceny prezydentury Donalda Trumpa z pewnością należy poczekać. Natomiast wielki niepokój czy wręcz histeria, której ulegają niektóre środowiska opiniotwórcze również w Polsce, wydają się mocno przesadzone. To jednak, jakim prezydentem okaże się Donald Trump, na razie dotyczy bardziej Ameryki. Natomiast sytuacja międzynarodowa, o której pan wspomniał, faktycznie zmieniła się diametralnie. Trwa to od lat. I nie ma związku z takim czy innym wynikiem wyborów w USA, ale sytuacją na przykład na Bliskim Wschodzie czy za naszą wschodnią granicą. Patrzę na to z głębokim niepokojem.

Zobacz: Tomasz Walczak: Polska drugimi Filipinami?