- Co do późnych zmian. Przez lata pana środowisko zabiegało o dekomunizację, lustrację, obcięcie emerytur esbekom. Teraz robi to rząd Beaty Szydło. Czy to realne i po tylu latach potrzebne?
- Jest to oczywiście realne, potrzebne, szkoda, że tak mocno spóźnione.
- Pana rząd proponował to już na początku lat 90. Dlaczego wtedy się nie udało?
- Odpowiedzialność ponosi ówczesny prezydent Lech Wałęsa, który zdecydowanie sprzeciwił się proponowanym przez nas zmianom i je zablokował. Dlatego zmiany te są spóźnione o niemal ćwierć wieku.
- Lech Wałęsa próbuje się teraz kreować na lidera obozu tzw. obrońców demokracji, przywódcę opozycji. Były prezydent mówi o zagrożeniu dla demokracji, praworządności. Histeria, a może jest jednak coś na rzeczy, i działania PiS na przykład wobec Trybunału Konstytucyjnego czy mediów publicznych szkodzą państwu prawa?
- Tu jest cały szereg spraw. Sprawa Trybunału jest najgłośniejsza. I muszę przyznać, że przy załatwianiu tej sprawy były pewne niezręczności ze strony Prawa i Sprawiedliwości. Nie dopatrywałbym się tu jednak zagrożeń dla demokracji. Zachowajmy odpowiednie proporcje. Jeśli już mówimy o zagrożeniach dla demokracji, to następowały one w dużo większej skali wcześniej. Z ogłoszeniami czy wykonaniem orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego bywało różnie za rządów Platformy Obywatelskiej, a nawet jeszcze wcześniejszych rządów. Są do dziś orzeczenia sprzed wielu lat, które zostały zwyczajnie zignorowane.
- Przed siedzibą Sądu Najwyższego trwa od kilku miesięcy protest byłych opozycjonistów przeciwko uwięzieniu Zygmunta Miernika, który został skazany i siedzi w więzieniu za rzucenie tortem w sędzię w proteście przeciwko nieosądzeniu komunistycznego bandyty Czesława Kiszczaka. Czy nie jest to paradoks, że żaden ze zbrodniarzy stanu wojennego siedzieć nie poszedł, a do więzienia trafił były działacz opozycji antykomunistycznej, który przeciwko brakowi rozliczeń protestował?
- To cenzurka wystawiona całemu wymiarowi sprawiedliwości, który jest tą częścią aparatu państwowego, która cieszy się jednym z najniższych stopni uznania w Polsce. Wymiar sprawiedliwości powinien być oparty na autorytecie jego orzeczeń. A w Polsce autorytet ten jest bardzo niski. I mówię tu nie tylko o braku rozliczeń zbrodni komunistycznych, co jest oczywiście skandalem, ale też o codziennej praktyce cywilnej czy karnej.
- Ostatnio przy okazji ekshumacji ofiar tragedii smoleńskiej znów podniosła się temperatura sporu, podzielone są same rodziny. Czy pana zdaniem śledztwo po zmianie władzy jest na dobrej drodze i jakie ma ono znaczenie?
- Znaczenie ma fundamentalne. Dlatego że pozostawienie tej sprawy w zawieszeniu, że do dziś nie wiemy, co się stało, jest niedopuszczalne z punktu widzenia autorytetu państwa polskiego. Na pewno - co pokazuje choćby kwestia ekshumacji - jest to sprawa bardzo trudna i na efekty śledztwa poczekamy prawdopodobnie, jeszcze bardzo długo. Jednak dobrze, że to śledztwo jest prowadzone i mam nadzieję, że przyniesie rezultaty.
- Innym trudnym śledztwem w spadku po PO jest afera warszawska. Wyłudzone publiczne miliony, tragedie ludzkie, eksmisje na bruk. Jako warszawiak, a także prawnik, uważa pan, że jest w ogóle szansa na to, że państwo poradzi sobie z mafią reprywatyzacyjną?
- To kolejna potężna afera typowa dla historii III Rzeczypospolitej. Skandalem jest jednak fakt, że w obiegu publicznym od lat było wiadome, że w Warszawie patologie przy wyłudzeniach roszczeń mają miejsce. I przez wiele kolejnych rządów było to tolerowane. Teraz co najwyżej zdajemy sobie sprawę ze skali procederu, choć może jeszcze nie do końca.
- Piotr Ikonowicz stwierdził niedawno na naszych łamach, że mafia warszawska jest na tyle potężna, że państwo w walce z nią, nawet pomimo dobrych chęci, stoi na straconej pozycji. Zgadza się pan z tą opinią?
- To dopiero zobaczymy. Na pewno ważne, że sprawa ta jest odpowiednio nagłaśniana, także przez społeczne czynniki - stowarzyszenia, media. To różni tę aferę od poprzednich tego typu i daje nadzieję, że nie da się tych patologii zamieść pod dywan. Podstawą tej nadziei jest powołanie komisji weryfikacyjnej. Istotne jest to, że ma ona specjalne uprawnienia, niech zrobi z nich właściwy użytek.
- Zmieniając temat. Nastąpiła ogromna zmiana na arenie międzynarodowej. Prezydentem Stanów Zjednoczonych został Donald Trump. I jedni mówią - wspaniale, Republikanin, będzie drugim Ronaldem Reaganem. Inni z kolei niepokoją się, że będzie zwrot w kierunku Rosji, że Trump dogada się z Putinem, co gorsza, kosztem Ukrainy, krajów bałtyckich czy Polski. Kto ma rację?
- Na oceny prezydentury Donalda Trumpa z pewnością należy poczekać. Natomiast wielki niepokój czy wręcz histeria, której ulegają niektóre środowiska opiniotwórcze również w Polsce, wydają się mocno przesadzone. To jednak, jakim prezydentem okaże się Donald Trump, na razie dotyczy bardziej Ameryki. Natomiast sytuacja międzynarodowa, o której pan wspomniał, faktycznie zmieniła się diametralnie. Trwa to od lat. I nie ma związku z takim czy innym wynikiem wyborów w USA, ale sytuacją na przykład na Bliskim Wschodzie czy za naszą wschodnią granicą. Patrzę na to z głębokim niepokojem.