"Super Express": - Czy zaskoczyła pana skala rekonstrukcji rządu Mateusza Morawieckiego?
Jan Olszewski: - Sądziłem, że do aż tak głębokich zmian nie dojdzie. Kilka decyzji zostało podjętych doraźnie - na przykład zmiana na stanowisku ministra zdrowia. Ewidentnie była spowodowana ostatnimi protestami. Najbardziej zaskakująca jest decyzja o dymisji Antoniego Macierewicza ze stanowiska ministra obrony narodowej. Ta decyzja będzie miała bardzo daleko idące konsekwencje.
- Jakie?
- W tej chwili nasza armia jest w trakcie procesu zmian strukturalnych, dozbrajania itd. Skuteczne przeprowadzenie tej reformy jest o wiele ważniejsze niż personalne konflikty czy rozgrywki. A zmiana na stanowisku szefa MON może te reformy opóźnić, czego się obawiam.
Sławomir Jastrzębowski: Taka tam dykteryjka o Macierewiczu
- Część prawicy jest oburzona. Padły nawet słowa o tym, że "prezydent stanął tam, gdzie stało ZOMO". Czy możliwy jest rozłam w obozie dobrej zmiany?
- Antoni Macierewicz od lat prezentuje dość jednoznaczną postawę ideową. I trzeba przyznać, że ustępujący szef MON na przestrzeni lat podejmował się zadań bardzo trudnych, których nikt inny nie miał odwagi się podjąć. Jest grupa ludzi, część elektoratu, której się to podoba. Jakie będą konsekwencje polityczne, dowiemy się za jakiś czas, teraz za wcześnie, by o tym rozmawiać. Ale na pewno będą.
- Antoni Macierewicz odchodził już z Ligi Polskich Rodzin, a wcześniej z Ruchu Odbudowy Polski, którego pan był wówczas liderem. Wtedy doszło do rozpadu partii. Czy PiS grozi powtórzenie scenariusza z ROP?
- Mówienie o rozpadzie jest lekką przesadą. Natomiast faktycznie przed wyborami doszło do bardzo ostrego konfliktu. Poszło o Radosława Sikorskiego. Został on wpisany na listę wyborczą ROP w Bydgoszczy, a Macierewicz bez konsultacji z kimkolwiek jako pełnomocnik listy Sikorskiego z niej skreślił. Jako lider partii nie mogłem się na to zgodzić. Natomiast z perspektywy lat, patrząc na dalszą karierę Radosława Sikorskiego, myślę, że wtedy Macierewicz miał rację. To osoba, która ma silną pozycję na polskiej scenie politycznej. I Macierewicz dalej będzie na polskiej scenie politycznej obecny. Natomiast dużo większą troską napawa mnie nie to, czy dojdzie do zawirowań w obozie zjednoczonej prawicy, ale to, co stanie się w armii i, szerzej, w ogóle w tematyce obronności. Jak wspomniałem, armia jest przebudowywana, następuje wymiana pokoleniowa, w tym czasie zmiana ministra niesie poważne ryzyko. Zmiany muszą być przeprowadzane szybko, bo to, co zostało w wojsku po reformie Bronisława Komorowskiego, wprowadzenie pięciu ośrodków dowodzenia, to była jawna patologia.
- Nowym ministrem został Mariusz Błaszczak. Polityk doświadczony, dotychczasowy szef MSWiA. Pana zdaniem nie poradzi sobie ze stanowiskiem?
- Zastąpienie Macierewicza Błaszczakiem prezes PiS Jarosław Kaczyński podobno planował od dawna. Jednak z całym szacunkiem dla nowego szefa MON, którego cenię, nie ma on doświadczenia akurat w dziedzinie obronności. Opóźnianie reformy systemu dowodzenia było spowodowane konfliktem między MON i BBN. I można powiedzieć, że dymisja Macierewicza to zwycięstwo BBN, jednak może być to kosztem zmian w armii.
- Dlaczego miałoby to mieć negatywny wpływ na armię?
- Minister Błaszczak zderzy się z propozycjami lansowanymi przez BBN, które - moim zdaniem bez wiedzy prezydenta Andrzeja Dudy - stało się oparciem dla grupy generalskiej niechętnej reformie armii. Bez wątpienia ta grupa będzie chciała wykorzystać zmianę na czele MON. I pytanie, na ile odporny będzie tu minister Błaszczak. Nie sądzę, by - choćby z uwagi na brak doświadczenia w tej dziedzinie - miał wyrobione zdanie na temat reformy armii i tego konfliktu, który toczył się między BBN a Antonim Macierewiczem. We wszystkich sprawach będzie się musiał odwoływać do decyzji szefa partii. Formalnie to, co się stało, to wielki sukces prezydenta, ale nie wiemy, jak to się dalej potoczy.