Jak zaoszczędzić na debacie Tusk - Kaczyński

2014-02-20 3:00

Ostatnio furorę robi słówko "racjonalizacja". Co charakterystyczne, w urzędach jest odwrotnie niż w prywatnych firmach i korporacjach. W tych ostatnich jak się racjonalizuje, to się z reguły zwalnia.

"Racjonalizuje" się wydatki, czyli odbiera pracownikom kawę, "racjonalizuje strukturę zatrudnienia", czyli zwalnia ludzi. Niektóre firmy już tak się skutecznie zracjonalizowały, że się zamknęły, ogłaszając to też jako "racjonalizację". W państwówce z kolei jak się racjonalizuje, to się zatrudnia nowych, swoich. Zbliża się 1050-lecie Polski, więc wzorem szkół tysiąclatek proponuję akcję "1050 miejsc pracy dla kolejnych kumpli premiera Tuska na 1050-lecie Polski". Oprócz tego "racjonalizacje" w administracji polegają często na tym, że się bierze szefa jakiegoś urzędu, robi z niego p.o., jak to było ostatnio. Dzięki temu można go łatwiej trzymać za twarz, a wtedy kierując choćby urzędem od ochrony konkurencji, nie będzie kumplom Tuska... o przepraszam, zacnym inwestorom, nadmiernie przeszkadzał. Racjonalizacja jest wszędzie, więc i ja, w czynie społecznym, za symboliczną opłatą, powiedzmy głupich 60 tysięcy miesięcznie, czyli połowę pensji kumpla Tuska Aleksandra Grada, mogę stworzyć nowy urząd do spraw racjonalizacji. Na początek zracjonalizowałbym debatę Tusk - Kaczyński.

Taka debata to kupa pracy i zabiegów. Któraś z umiłowanych telewizji władzy musi przygotować studio telewizyjne. Do tego studia trzeba wcześniej wpuścić ekipę specjalistów, którzy będą kombinować, jak sprawić, żeby Tusk wyglądał, jakby był wzrostu Giertycha, Kaczorowi świeciło w oczy i tym podobne. Za to PiS będzie trawić energię i kombinować, jak znaleźć po cichu sympatyzującego z tą partią, choć kryjącego się we wrogiej telewizji dźwiękowca, który w odpowiednim momencie przegryzie kabel i popsuje Tuskowi szyki. Gażę Lisa, Pochanke, Żakowskiego albo innego obiektywnego obserwatora sceny politycznej, który debatę będzie prowadził, już nawet pomijam. Do tego ochrona, transport, rachunek za prąd. A przecież można tych wszystkich kosztów uniknąć. Wystarczy napisać dwa komunikaty.

Zobacz też: Wiktor Świetlik: Prokuratorzy zdradzili Nowaka

Pierwszy dla mediów prorządowych: "Pan premier Donald Tusk jak zawsze w świetnej formie wykazał demagogię, fałszywość i nienawiść Kaczyńskiego. Debata jednoznacznie wykazała, że PiS stanowi dla Polski zagrożenie większe niż naziści, Mechagodzilla i Gwiazda Śmierci razem wzięte".

A dla mediów prawicowych: "Premier Kaczyński z wrodzonym sobie geniuszem ujawnił noszoną w genach niegodziwość Tuska. Wystudiowane miny nie pomogły zdrajcy i nikczemnikowi w ukryciu zdradzieckości i nikczemności".

Do tego można jeszcze dołączyć pomniejsze komunikaty dla lewicy ("znowu nas olali"), Gowinowców ("to była rozmowa dwóch socjalistów"), Solidarnej Polski ("Kaczyński kradnie program Ziobrze"), peeselowców ("Ważne, żeby wieś spokojna, kura na grzędzie, a rodzina na urzędzie"), Palikota (Bestia na ministrę edukacji").

Całość wykonania projektu mieści się w kwocie kilkudziesięciu złotych. Plus oczywiście wspomniana gaża.