Od kilku tygodni prezes PiS podkreślał, że Polska nie poprze Tuska. Miał o tym rozmawiać z kanclerz Niemiec Angelą Merkel (63 l.) podczas jej pobytu 7 lutego Polsce. Jednak kropką nad "i" było wystawienie przez rząd PiS własnego kandydata, byłego członka PO - Jacka Saryusz-Wolskiego (69 l.). - Przewodniczący RE Donald Tusk przekroczył europejski mandat, używając autorytetu w ostrych sporach krajowych - pisała premier Szydło w liście do unijnych przywódców w przeddzień rozpoczętego wczoraj unijnego szczytu, po czym sama wyleciała do Brukseli. Tam spotkała się z Angelą Merkel i premierem Szwecji Stefanem Loefvenem (60 l.) oraz liderami państw Grupy Wyszehradzkiej - Węgier, Słowacji i Czech, po to, aby przekonać ich do głosowania przeciwko Tuskowi. Jednak premier Węgier Victor Orban (54 l.) zapowiedział, że poprze Tuska, a jeszcze przed spotkaniem z polską premier Merkel stanowczo zaznaczyła: "Reelekcja Tuska będzie znakiem stabilności dla UE". Przed rozpoczęciem szczytu premier Szydło mówiła: "Nie zgodzę się na prymat siły nad zasadami".
Tymczasem w Polsce Marek Ast (59 l.) z PiS stwierdził, że jeśli mimo starań polskiej dyplomacji RE wybierze Tuska, "polski rząd nie podpisze konkluzji szczytu". Z kolei szef MSZ przekonywał w TVN 24, że polski rząd będzie robił "wszystko, aby do tego głosowania nie doszło". W Bundestagu próbę zerwania obrad szczytu Thomas Oppermann (63 l.) z niemieckiej SPD nazwał krótko - "żenadą". Jakąkolwiek dyskusję uciął premier sprawującej prezydencję w UE Malty. "Podjęcie tej decyzji zaplanowano na czwartek. Jeśli coś znajduje się w porządku obrad, to w tej sprawie jest podejmowana decyzja" - powiedział Joseph Muscat (43 l.).
Zobacz także: Sławomir Jastrzębowski komentuje: kiedy nerwy puszczają, opadają maski