Przypatrzmy się faktom. Jacek Saryusz-Wolski był członkiem PO, ale do niej pasował tak samo, jak jeszcze niedawno Jarosław Gowin. To znaczy pasował do czasu, kiedy nastąpił w partii proces przycinania skrzydeł, czyli konsolidacji. Gowin przyciął się sam, Saryusz-Wolski za swoimi konserwatywnymi poglądami nie był zbyt nękany, bo był daleko w Brukseli. Czy mógł podjąć decyzję, jaką podjął? Mógł. Czy ta decyzja może być rozpatrywana jako zdrada? Może. I co z tego? Może być przecież traktowana jako świadomy, ryzykowny zwrot doświadczonego polityka. Transfery, przejęcia, zmiany barw partyjnych, wyrzucania i zdrady są częścią politycznego życia od zawsze. Kiedy więc Stefan Niesiołowski pisze o Saryusz-Wolskim „terminu «gnida» dobrze oddaje ten swoisty typ”, można by przypomnieć, że sam Niesiołowski rok temu odszedł z PO do Europejskich Demokratów, w których zasiada obok Michała Kamińskiego – niegdyś z PiS. Można by przypomnieć, że sam Niesiołowski był w ZChN, w Przymierzu Prawicy, w Komitecie Obywatelskim „Solidarność”, w AWS i wreszcie w PO. Pewnie coś pominąłem, ale kto by to spamiętał. Czy z tego powodu można go nazywać „gnidą”? Uważam, że z tego powodu absolutnie nie można, polityka po prostu bywa brutalna. Odrobinę lepiej na tym tle wypada Radosław Sikorski, który zjadliwie stwierdził, że Saryusz-Wolski prędzej wyśpiewa wygraną w konkursie Eurowizji niż zostanie szefem Rady Europejskiej. Być może, sprawiedliwie przypomnieć należy, że jednak sam Sikorski wcześniej śpiewał dla Kaczyńskiego w PiS. Całkiem głośno nucił pieśni, będąc nawet ministrem. Wszystko to prowadzi do dość przykrego, prostego wniosku, że dużej części naszej politycznej elity ciągle z trzewików wystają uschnięte źdźbła zbóż…
Sławomir Jastrzębowski komentuje: kiedy nerwy puszczają, opadają maski
2017-03-07
21:38
Gnida, skundlenie, „raz się skur…, k… zostaniesz” to tylko niektóre werbalne ciosy spadające w ostatnich dniach na Jacka Saryusz-Wolskiego za podjęcie decyzji o kandydowaniu na szefa Rady Europejskiej. Sprawa nie byłaby ciekawa, gdyby nie fakt, że te niewyszukane ciosy spadają najczęściej ze strony rzekomo dbającej o wysokie standardy i piętnującej mowę nienawiści jakiejś tam jednak elity.