"Super Express": - Zasugerował pan w "Wyborczej", że Antoni Macierewicz może być rosyjskim szpiegiem...
Jacek Żakowski: - Aż takiej tezy nie stawiam.
- Napisał pan do niego: "tłumaczenie byłoby przykrywką szpiegostwa. Podejrzenie pada na Pana".
- Sytuacja jest poważna, jak i przecieki z komisji ds. służb specjalnych. I nie można ich zbywać żarcikami o kawalkadach słoni. Jeżeli przecieki są prawdziwe, nasuwają wiele pytań. Np. jaki był cel tłumaczenia raportu o WSI na rosyjski? Zwłaszcza przed zatwierdzeniem raportu przez prezydenta.
- Na podstawie jednego przecieku można już bić na alarm? Czy po prostu fajnie złapać Macierewicza na czymś, przed czym on i wielu polityków PiS przestrzegało?
- Zasada krzyku "łapać złodzieja" znana jest na całym świecie, ale niczego nie wskazuje. Wzmacnia jednak potrzebę wyjaśnienia sytuacji. Czy jeden przeciek powinien już niepokoić? Trudno się spodziewać kilku przecieków w takiej sprawie. I na razie nie ma żadnego racjonalnego tłumaczenia wożenia raportu do tłumaczenia.
Przeczytaj: Raport Macierewicza z likwidacji WSI tłumaczony na rosyjski
- Reakcja posła Macierewicza na przeciek jest spokojna. Podobnie jak reakcja polityków Platformy. Gdyby to była bomba, jako pierwsi rozdzieraliby szaty nad zdradą! Taki prezent po serii afer korupcyjnych w PO?!
- A, to pod jednym warunkiem! Że mieliby poczucie, że są w stanie przekonać elektorat Macierewicza, że odkryją jakąś niedobrą dla niego prawdę.
- Większość na pewno chętnie by w sobie to poczucie rozbudziła.
- Niekoniecznie. Oni wiedzą, że dla wyznawców Macierewicza nawet najgorsza prawda byłaby nie do przyjęcia. Mogą nie chcieć, żeby powstało wrażenie, że Platforma wykorzystuje sprawowaną władzę do dręczenia konkurentów. W PO nie widać chęci rozliczeń IV RP i PiS.
- Jak to? Speckomisja badająca "zbrodnie PiS" działała najdłużej w poprzedniej kadencji.
- Delikatność, z jaką działano, i raport przewodniczącego Czumy pokazywały jednak daleko idącą wstrzemięźliwość.
- Nie trafili z przewodniczącym. Inny potrafił stwierdzić, że afery hazardowej nie było.
- To nie tak. Ta wstrzemięźliwość jest nawet słuszna. Zwyczaj maltretowania konkurentów politycznych przez władzę nie jest zwyczajem państwa demokratycznego.
- Pan uważa jednak, że trochę pomaltretować należało.
- Są sytuacje, kiedy nie należy z tą wstrzemięźliwością przesadzać.
- Stwierdził pan, że Antoni Macierewicz sprawia wrażenie, jakby "świadomie lub nie realizował interesy Kremla w Polsce".
- Już "lista Macierewicza" była czymś takim. Czas pokazał jej wartość.
- Na liście znalazła się jednak większość, która podpisała dokumenty o współpracy ze służbami PRL.
- Obok wielu niewinnych, szlachetnych osób. To jest właśnie charakterystyczne dla kultury politycznej Rosji. Miesza się winnych z niewinnymi, by wszystkich rozstrzelać - dosłownie bądź politycznie. Antoni Macierewicz jest, jak sądzę, człowiekiem bardzo inteligentnym. I zdaje sobie sprawę z tego, czym jest oskarżenie człowieka ponad miarę. Stawiania go obok winnego.
- To, co sformułował pan wobec posła Macierewicza, daje się porównać z kontaktami Aleksandra Kwaśniewskiego z Ałganowem?
- Nie. Tam były domniemania, a tu mamy fakty.
- No nie. Na razie mamy przeciek.
- Ale dotyczący faktów. W sprawie Kwaśniewskiego była insynuacja, że były jakieś relacje. Ale jakie? W przypadku Macierewicza zaś mamy domniemanie o stworzeniu zagrożenia dla polskich agentów.
- Jeszcze nie wiemy, co przewożono do tłumaczenia.
- Oczywiście, diabeł tkwi w szczegółach. Co przewożono i kiedy. Jeżeli teksty o polskich agentach działających na terenie kontrolowanym przez Rosjan? Wtedy nie tyle PO, ale prokuraturze będzie trudno się uchylać. Nie stawiam żadnej ostrej tezy. Być może Macierewicz nie miał z tym nic wspólnego. Może sam jest tym zaskoczony?
Jacek Żakowski
Publicysta tygodnika "Polityka"