Jacek Karnowski

i

Autor: ARCHIWUM

Jacek Karnowski: TVP była w ostatnim czasie szczujnią pełną nienawiści

2016-01-04 3:00

Publicyści komentują w "Super Expressie" zapowiadane przez PiS zmiany w mediach publicznych.

"Super Express": - Szef radiowej Jedynki Kamil Dąbrowa puszcza w radiu na przemian hymn Polski i Unii Europejskiej. W proteście w obronie niezależności publicznych mediów...

Jacek Karnowski: - Przypomina mi się popularne zresztą w Polsce powiedzenie mojej babci Felicji: ubrał się diabeł w ornat i na mszę dzwoni. To bardzo charakterystyczne, że po hymn narodowy, taką świętość, sięgają ludzie, których ostrze działalności było skierowane w kierunku dekompozycji wspólnoty narodowej. Jak spojrzeć na niektóre audycje, działy się tam rzeczy skandaliczne.

- Na przykład?

- Choćby flagowa audycja "Sterniczki", w której dyskutują ze sobą panie wściekłe na polskość, a dyskusję prowadzi jakiś pan, który im kadzi. Radio publiczne ma jednak wiele wymiarów, dowodem na to jest to, że część pracowników Jedynki odcina się od protestu, czuje w nim hucpę. Mówiąc precyzyjnie, jest to protest dyrekcji, która obawia się, że straci stanowiska. Tu dochodzimy do kolejnego elementu - poczucia tych ludzi, że publiczne media to ich prywatna własność. Tymczasem w mediach publicznych zmiana co jakiś czas jest rzeczą normalną. Wielokrotnie publicyści i dziennikarze kojarzeni z prawą stroną byli odwoływani, nikt jednak nie wpadł na pomysł, by aż w taki sposób angażować słuchaczy.

- No, protesty wtedy były...

- Tak, ale można o tym spokojnie opowiedzieć na zewnątrz czy nawet na antenie, na przykład w serwisie informacyjnym, to dopuszczalne. Ale akcja taka, jak pana Kamila Dąbrowy, jest ogromną przesadą. I myślę, że trafiła w próżnię - mam wrażenie, że jest odbierana jako rzecz śmieszna. Jest jeszcze trzeci wątek - dysponenci mediów publicznych trochę sami ukręcili sobie powróz. Z tego, co wiem, nie było intencji, by robić jakieś szybkie zmiany, przejmować media publiczne. To wywoływało nawet pomruki po prawej stronie, gdzie wielu publicystów domagało się szybkich działań. Po stronie rządu był jednak ambitny plan, by te media przekształcić faktycznie w narodowe, od razu przygotować wielki projekt. Jednak to, co działo się w mediach publicznych, wołało o pomstę do nieba.

- Państwo opisaliście to, ilustrując grafiką znanego prezentera w mundurze z okresu stanu wojennego. Skąd takie porównanie?

- Serwisy informacyjne w TVP Info czy flagowe Wiadomości w TVP zamieniły się w jakąś szczujnię pełną nienawiści. Materiały takie jak przygotowane przez panią Lewicką przypominały programy z okresu stanu wojennego. Jest pomieszane wszystko - nie wiadomo, co jest komentarzem, a co informacją. To zmusiło obecne władze do pójścia na skróty. Mam nadzieję, że to rozwiązanie tymczasowe. Bo sytuacja, w której minister skarbu wyznacza szefów mediów publicznych, pozbawia te media pewnych filtrów, potrzebnych, by dobrze funkcjonowały.

- A może niekoniecznie? Może lepiej przyjąć zasadę, że media publiczne zawsze będą zależeć od tego, kto ma władzę?

- To wybór polityków. Osobiście uważam jednak, że taki model zniechęciłby ludzi ambitnych, mających nawet wyraziste poglądy, ale takich, którzy są niezależni i niekoniecznie chcą zapisywać się do partii. Nawet takiej, której idee są im bliskie.

Zobacz: Joanna Lichocka: Oddamy media Polakom