Pensja 35 tys. zł, dieta wynosząca 1,3 tys. zł za każdy dzień pracy – dla Marcinkiewicza, który obecnie „nie ma stałej comiesięcznej pensji”, to mogło być wybawieniem. Przez 5 lat kadencji zarobiłby ok. 3 mln zł (nie licząc pieniędzy na utrzymanie biura), w krótkim czasie mógłby spłacić dług wobec byłej małżonki, a płacenie jej 4 tys. alimentów miesięcznie już nie nastręczałoby problemów. Ale pomysł jego startu do europarlamentu z list Koalicji Europejskiej szybko upadł. - Nie ma tematu, jeśli chodzi o Marcinkiewicza – ucinał w rozmowie z „Super Expressem” wiceszef PO Borys Budka (41 l.). Oficjalnie nikt tego nie przyznał, ale jak się dowiedzieliśmy Koalicja nie chciała na swoich listach mieć alimenciarza.
Sam Marcinkiewicz cały czas przekonuje, że informacje o jego finansowych kłopotach to wymysł mediów. Twierdzi tak, choć widzieliśmy dokumenty wyliczające na jaką kwotę zalega byłej żonie. Wiemy też, że wydano zawiadomienie o zajęciu wierzytelności Marcinkiewicza z tytułu wynajmu mieszkania na warszawskiej Ochocie. Krótko mówiąc komornik ma przejmować pieniądze, jakie były premier dostaje za najmowanie mieszkania lokatorom.
- Były mąż najprawdopodobniej chce udowodnić, że wszyscy manipulują i oszukują i że komornik nie zajął mieszkania i nic się nie dzieje. Chyba nie chce pogodzić się z rzeczywistością i nic nie robi by ją zmienić – mówi nam Izabela Olchowicz-Marcinkiewicz. - To wszystko jest dla mnie meczące i odbija się na moim zdrowiu – dodaje.
To mu przepadło
(licząc za 5 lat pracy w PE)
Pensja – 2,1 mln zł
Dieta – ok. 1,1 mln zł
Zwrot kosztów za prowadzenie biura – 1,1 mln zł
Zwrot kosztów podróży i zakwaterowania podczas konferencji, czy wizyt roboczych – maksymalnie 95 tys. zł