"Super Express": - Coraz częściej mówi się o tym, że w kwietniu Władimir Putin zdecyduje się na otwartą wojnę z Ukrainą. Kijów już ma się do tego szykować. Na ile to, pana zdaniem, prawdopodobne?
Andriej Piontkowski: - Aby odnieść się do tej kwestii, chciałbym przypomnieć praktycznie niezauważoną w zachodnich mediach wypowiedź byłego prezydenta Ukrainy, Leonida Kuczmy, który brał udział w rozmowach w Mińsku. Po podpisaniu porozumienia stwierdził on, że to ultimatum dla Ukrainy. I rzeczywiście, Putin ma swoją interpretację mińskich porozumień, która zasadza się na tym, że Rosja nie wzięła na siebie żadnych zobowiązań. Zobowiązania, jego zdaniem, zaciągnął jedynie Kijów - ma uznać separatystyczne republiki, zmienić konstytucję, żeby nadać im autonomię w ramach Ukrainy i zabezpieczyć im finansowanie z budżetu. Putin w jednym z wywiadów powiedział, że jeśli rząd w Kijowie tego nie zapewni, Rosja będzie musiała zastosować radykalne środki.
- Co Putin rozumie przez radykalne środki?
- To po prostu dalsza inwazja, którą tzw. separatyści mogą skutecznie prowadzić tylko przy wsparciu rosyjskiej armii.
- Dalsza inwazja wydaje się panu prawdopodobna? Kijów chyba takich warunków nie będzie mógł przyjąć.
- Moim zdaniem Putin na razie będzie straszył otwartą inwazją, żeby zmusić Kijów do ustępstw. Ma bowiem wielką nadzieję, że pod tymi groźbami ukraińskie władze się ugną. Po pierwsze, pozwoli mu to na ciche i powolne wykańczanie ekonomiczn e Ukrainy, a po drugie - uniknie w ten sposób jeszcze większego zaostrzenia relacji z Zachodem. Wie bowiem, że kolejne sankcje będą dobijać rosyjską gospodarkę, która i tak jest w opłakanym stanie. Nie sądzę jednak, żeby Kijów miał wypełnić oczekiwania Putina, ponieważ są one dla niego nie do przyjęcia. Kreml będzie więc musiał spełnić swoje groźby wojskowe.
- Ale czy ograniczy się w tym jedynie do cichego wspierania tzw. separatystów?
- Na tym by mu najbardziej zależało. Bez większego szumu wolałby wziąć Mariupol i Krematorsk, by zająć całe terytorium obwodów ługańskiego i donieckiego. Szczególnie chodzi o Mariupol, to jedyny port na wschodzie Ukrainy i bez niego okupowane terytoria nie mają gospodarczej racji bytu. Myślę, że plany zakładają także przebicie się lądowe w kierunku Krymu. Skala inwazji będzie jednak zależeć w dużej mierze od reakcji Zachodu.
- Ten z ostrą reakcją się wcale nie spieszy.
- To prawda. O nią niezwykle trudno. Wydaje mi się jednak, że Amerykanie w końcu podejmą decyzję o większym wsparciu dla Ukrainy i będzie to co najmniej wysłanie broni dla armii ukraińskiej. Wahające się i hamletyzujące kraje Unii Europejskiej mimo oporów będą w końcu musiały przyjąć dużo ostrzejsze niż do tej pory sankcje ekonomiczne.
- W Europie cały czas chyba wierzą w rozwiązanie dyplomatyczne. Wierzą, że tak zagadają Putina, że ten w końcu zmięknie.
- Tak, to europejska logika, która zakłada, że nie da się problemu wojny na Ukrainie rozwiązać środkami militarnymi. Mam dla europejskich przywódców złą wiadomość - Putin myśli zupełnie inaczej. Dla niego to jedno z możliwych rozwiązań. W każdym razie moralnie Putin już zdobył Europę Zachodnią. Gdyby nie USA, już dawno by się z nią dogadał kosztem Ukrainy. Stany Zjednoczone, w przeciwieństwie do wielu polityków w Europie, wiedzą, że Kremlowi trzeba się przeciwstawić. Nie chodzi o to, że Amerykanie są bardziej skorzy do wojaczki niż Europejczycy.
- Skąd więc bardziej zdecydowane podejście USA?
- Stany Zjednoczone rozumieją, że jeśli Putinowi uda się w Ukrainie, jego następnym krokiem będą kraje bałtyckie. Litwa, Łotwa i Estonia to kraje NATO, które Sojusz musi chronić, w czym główną rolę odgrywają Amerykanie. Wiedzą, że na Ukrainie można powstrzymać inwazję Rosji bez wysyłania tam amerykańskich żołnierzy. W krajach bałtyckich trzeba będzie prowadzić regularną wojnę. A takiej wojny z mocarstwem atomowym raczej by nie chcieli.
- Wspomniane przez pana dostawy broni dla Ukrainy są skutecznym sposobem, żeby zatrzymać wojownicze zapędy Putina?
- Jedno jest pewne - znacząco zwiększą cenę putinowskiej agresji. Dzisiejsza Rosja to nie jest jednak Związek Radziecki i władza nie może sobie pozwolić na szafowanie ludzkim życiem, jak robili to radzieccy sekretarze. Największą tajemnicą państwową jest obecnie informacja o tym, ilu rosyjskich żołnierzy zginęło na Ukrainie. Jeśli Rosjanie dowiedzieliby się, jaką cenę muszą płacić za politykę Putina, wywołałoby to ogromną falę niezadowolenia. Wielka operacja wojskowa, szczególnie jeśli Ukraińcy będą mieli nowoczesną broń do obrony, spowoduje ogromne straty ludzkie po stronie rosyjskiej. Myślę, że to cena, której Putin nie jest gotowy zapłacić.
- Czyli Putin bierze jednak po uwagę ewentualną wściekłość społeczeństwa rosyjskiego?
- Jeśli Rosjanie w większości wyrazili zadowolenie z aneksji Krymu, to wojna z Ukrainą, szczególnie wojna otwarta, na pełną skalę, jest skrajnie niepopularna. Wracające z frontu trumny byłyby dużym politycznym problemem dla Putina. Straty ludzkie i perspektywa znacznie ostrzejszych sankcji ekonomicznych skutecznie powstrzymuje go przed wypowiedzeniem Kijowowi regularnej wojny.
- Czy dotychczasowa wojna z Ukrainą i zabójstwo Borysa Niemcowa mają ze sobą coś wspólnego?
- Niemcow był niestrudzonym krytykiem tej wojny i głośno mówił o tym zachodnim mediom. Otwarcie wzywał też Zachód, aby ukarał Putina za atak na Ukrainę. Myślę, że to była jedna z przyczyn, dla których władza postanowiła go zamordować. Władze trzymają się jednak oficjalnej wersji, że Niemcowa zabili Czeczeni, których obraził swoimi wypowiedziami o islamie.
- Ciekawa wersja wydarzeń...
- Mogę pana zapewnić, że nikt w te bzdury nie wierzy. Okazuje się bowiem, że ci zabójcy byli bliskimi ludźmi czeczeńskiego satrapy Kadyrowa. Mogli dokonać tej zbrodni wyłącznie na jego rozkaz. A Kadyrow nie podjąłby takiej decyzji bez konsultacji z Kremlem. To głupia wersja, ponieważ wskazuje na bezpośrednią odpowiedzialność Putina. Jakby tego było mało, Władimir Władimirowicz nagrodził Kadyrowa wysokim odznaczeniem państwowym.
- Za dobrze wykonaną robotę - zabójstwo Niemcowa?
- Nie mam wątpliwości, że tak właśnie było.
- Myśli pan, że zabójstwo Niemcowa to punkt zwrotny - przejście od miękkiego autorytaryzmu do krwawej satrapii w Rosji?
- Ten proces już trwa od jakiegoś czasu. Na pewno zabójstwo Niemcowa i nagrodzenie za to Kadyrowa są sygnałem, że w Rosji nikt nie może czuć się bezpiecznie.
Zobacz: Andriej Piontkowski: Putin nie odpuści Ukrainie
Zapisz się: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail