Horała w wywiadzie dla "DGP" odniósł się do opinii byłego prezesa PPL Mariusza Szpikowskiego, który przyznał, że Lotnisko Chopina dałoby się rozbudować do około 26 mln pasażerów. - Tak, trzeba by zainwestować kilka miliardów złotych, żeby moment uderzenia głową w sufit przesunąć o trzy–cztery lata. Dalsza rozbudowa byłaby fizycznie wręcz niemożliwa. Musielibyśmy na trwale oddać z Polski ważny segment rynku lotniczego. Pamiętajmy też, że LOT, jako średnia linia lotnicza, jest w sytuacji: "maszeruj albo zgiń". Nie może stać w miejscu, bo upadnie. Musi zaoferować dużą siatkę połączeń, w tym lotów międzykontynentalnych. Na Okęciu nie ma na to miejsca - powiedział Marcin Horała.
Zobacz także: "Sam jest konfidentem". Horała kontra Śmiszek. Ostra wymiana słów!
- Rezygnując z budowy nowego lotniska i zostawiając stare, zbyt ciasne, moglibyśmy okazać się frajerami, którzy odpuszczą ten rynek. Może się okazać, że za 10 lat stwierdzimy: szkoda, że nie zbudowaliśmy CPK, bo wszyscy wokół przejęli ten ruch - odpowiedział Horała na pytanie dziennikarza, czy nie wyprzedzą nas inne lotniska w regionie, które też chcą się rozbudowywać, np. w Kijowie.
- Nie przyjmuję też argumentów: poczekajmy, aż się skończy pandemia i zobaczymy, co się stanie z ruchem lotniczym i wtedy wrócimy do tych planów. Wtedy już na bank wszyscy dookoła nas wyprzedzą i przejmą lwią część rynku. Cały czas musimy pamiętać, że proces inwestycyjny dużego lotniska to w wariancie absolutnego minimum 10 lat od decyzji do końca realizacji, np. dla Berlina było to ponad 20 lat, a budujemy nie na przyszły rok, tylko na najbliższe kilkadziesiąt lat - tłumaczy w rozmowie w "DGP" Horała.