Jak napisał Hołownia: - Ja robię tak: zanim się nakręcę i pozwolę sobie ich osobiście nienawidzić, biorę głęboki wdech i myślę: nie prezydent, Andrzej Duda. Przecież tak poza wszystkim, to jest pewnie prywatnie (nie wiem, bo nie znam) sympatyczny facet. Trochę prymus, ale ja też w młodości taki byłem. Jak chce, to umie zrobić coś z niczego (patrz jego kampania), ma super żonę, fajną córkę. Trochę za wielka skłonność do kaznodziejskiego tonu (te wszystkie nieustanne "chylę czoła", "chcę z całą mocą podkreślić"), ale to może tylko w pracy. Mógłbym mieć takiego kuzyna, serio. Nie musiałbym się z nim zgadzać (gdyż nie tęsknię za światem pełnym moich klonów), ale mógłbym. Podobnie mam z prezydentem Komorowskim. Trochę safandułowaty, ale to pewnie mistrz gawęd, dobry człowiek (choć myśliwy, niestety). Lubiłbym posiedzieć razem w Święta. Beata Szydło - czy gdyby była sąsiadką, a ja miałbym prywatny problem poszedłbym, wiedząc że mogę zaufać, że spróbuje pomóc? Bez dwóch zdań. Kijowski? W polityce - retoryczna mamałyga, ale na motorze dałbym się przewieźć (poza tym - gość z taką stylizacją włosów w takim wieku, musi mieć jakąś wartą poznania historię). Samotnik z Żoliborza - bardzo chętnie pogadałbym przy herbacie o jego świecie lektur, a gdyby gdzieś wyjeżdżał - kota mogę popilnować, bo lubię. Donald Tusk? Chciałbym mieć takiego sąsiada, partnera w firmie, szwagra. Ewa Kopacz? Leczyłbym się u niej. Kukiz? Podleczę tylko żołądek i jestem gotów na nie jedno razem! Joachim "Jojo" Brudziński? Czy nie fajnie by było mieć w życiu choć jednego kumpla, co ma poczucie lojalności wyniesione z ulicy? Piotr Duda? Ileż wspólnych tematów z kimś, kto pozwala yorkowi Kacperkowi spać w łóżku! Nawet taka Mme Krystyna Pawłowicz - przecież z tym temperamentem - to potencjalna gwiazda każdej towarzyskiej imprezy. Melanżowałbym.
Cały wpis można zobaczyć tutaj:
Zobacz także: HANIEBNE! Nieznajomy grozi, że zgwałci córkę posłowi Solidarnej Polski