Prof. Tadeusz Lubelski: Hollywood rdzewieje

2011-01-12 3:00

Miniony rok w kinie polskim i światowym podsumowuje wybitny polski krytyk

"Super Express": - Miniony rok zaskoczył czymś pana w kinie?

Prof. Tadeusz Lubelski: - Miniony rok, tak na świecie, jak i w Polsce, był słabszy niż poprzedni. "Avatar" miał zapowiadać techniczną rewolucję, ale póki co te zapowiedzi się nie potwierdziły. W Polsce czekamy na razie właściwie tylko na "Bitwę Warszawską" Hoffmana w 3D i nic więcej. Choć nie da się wykluczyć, że kiedyś będzie to format obowiązujący...

- A co w "formacie tradycyjnym"?

- Za film roku uznaję "Lourdes" młodej Austriaczki Jessiki Hausner. Jestem nawet zdziwiony, że film o ludzkiej stronie katolicyzmu nie został w Polsce dostatecznie zauważony. To obraz bez jakiejś jednoznacznej tezy... Dobrą formę pokazał Woody Allen w "Co nas kręci, co nas podnieca". Wyróżniał się nawet na tle zlewającej się w jedno twórczości Allena. Wydarzeniem był też "Iluzjonista". Animowany film Francuza Syl- vaina Chometa. Twórcy, którego talent objawił się w najzabawniejszym do dziś filmie XXI wieku "Trio z Belleville". Tym razem był bardziej refleksyjny. Z opóźnieniem pojawił się też u nas w kinach "Głód" Brytyjczyka Steve McQueena. Wspaniałe kino, zmuszające do myślenia, pokazujące determinację...

- Nie wspomina pan o twórcach amerykańskich, po których też wiele się spodziewano...

- Mam wrażenie, że ta hollywoodzka machina rdzewieje. Były filmy Ridleya Scotta, Olivera Stone'a czy Martina Scorsese, ale "Robin Hood", "Wall Street 2" czy "Wyspa tajemnic" okazały się tylko przemysłem. Raczej nie przejdą do dziejów kina, tak jak kilka ich poprzednich pomysłów. Wiele nadziei budził Christopher Nolan z "Incepcją", ale głosy krytyczne słychać było, o dziwo, nawet wśród jego kibiców. Lepiej, choć bez takiej reklamy, dzieje się w kinie euroazjatyckim. Świetny turecki "Miód" Semiha Kaplanoglu, zamykający jego trylogię. Ciekawy, na pewno nie aż na tyle nagród, ale niezły comeback Polańskiego z "Autorem Widmo".

- Wspomniał pan o słabszym roku kina w Polsce. Za bardzo rozbudziły nadzieje "Dom zły" i "Rewers"?

- Dodając do tego "Wojnę polsko-ruską" trzeba przyznać, że nie było ani jednego tak dobrego, jak wymienione. Choć zdarzały się dobre rzeczy. Najlepszy moim zdaniem film polski 2010 roku nie wszedł jednak jeszcze na ekrany. Myślę tu o "Erratum" Marka Lechkiego. Wyróżniłbym też "Matkę Teresę od kotów" Pawła Sali. Dobrze opowiedziany, kunsztowny, choć niektórym wydaje się udziwniony.

- 2011 też będzie słabszy?

- Może rzeczywiście 2009 rok wyostrzył apetyty nadmiernie. W obecnym mam nadzieję, że zdrowie pozwoli Krzysztofowi Krauzemu nakręcić film o cygańskiej poetce Papuszy. Czytałem scenariusz i będę kibicował temu projektowi. To pomysł trochę zbliżony do "Nikifora", o prawdziwej postaci z lat PRL, wspieranej przez wybitnego polskiego poetę Jerzego Ficowskiego.

- Największe rozczarowania?

- Staram się nie trzymać w pamięci rozczarowań. Ale na pewno nie spełnił oczekiwań Tim Burton z "Alicją w Krainie Czarów". Nietuzinkowy twórca, mający do dyspozycji wielkich aktorów, technikę 3D i fascynującą książkę... Mamy chyba do czynienia ze słabszą formą mistrza.

Prof. Tadeusz Lubelski

Krytyk i historyk filmu, wykładowca m.in. UJ i Sorbony

Nasi Partnerzy polecają