Janusz Gajos, aktor niewątpliwie wybitny, zdradził w weekend kilka swoich przemyśleń na tematy pozaartystyczne. Stwierdził m.in.: „Mały człowiek jednym ruchem ręki podzielił nasz kraj i nas samych na dwie części. To jest zbrodnia. Tak powstawało to, co później nazwano hitleryzmem. To takie ordynarne wskazywanie jedną ręką. Jest ci źle? Powiem ci dlaczego: bo ten cię okrada. To straszne, ale działa. Logika, od której włos się jeży na głowie”. Później było jeszcze o tajemnych siłach, które uniemożliwiły zmianę w ostatnich wyborach. Dwa odloty to jednak trochę za dużo na jeden komentarz. Zajmę się zatem „hitleryzmem”.
Hm, jeżeli ktoś „jednym ruchem ręki” zdołał tak łatwo nas podzielić, to mam takie wrażenie, że on ten podział najwyżej wskazał i wykorzystał. Łatwo poszło, bo wskazywać było co. Od kiedy sięgam pamięcią, jakieś podziały w Polsce były i zastanawiam się do czego byśmy doszli sprawdzając, na zasadzie kury i jaja, kto kto pierwszy zaczął? I czy te podziały nie zostały pogłębione, także przez kolegów pana Gajosa, rwących się do historiozoficznych analiz o „potomkach chłopów pańszczyźnianych”, którzy chcą się mścić na potomkach szlachty i inteligencji.
Panie Gajos, hitleryzm powstawał nieco inaczej, w sposób bardziej zniuansowany. Zabawne, bo w sposób, jaki pan opisał, powstawały akurat... Platforma Obywatelska i PiS!
Nie wchodzę w zasadność ówczesnych diagnoz, ale choć minęło 20 lat pamiętam je jak dziś. Pamiętam Donalda Tuska i jego kolegów sugerujących, że jeżeli coś jest nie tak, jeżeli jest nam źle, to wszystkiemu winne są skorumpowana władza, zapominająca o obywatelach. Pamiętam wskazywanie na błędy i wypaczenia III RP i wszechobecny nepotyzm przy ponad 20 proc. bezrobociu.
Panie Gajos, to nie jest hitleryzm. To jest polityka. I tego typu uproszczenia są obecne w polityce wielu krajów. Wbrew naszemu zadufaniu, nie jesteśmy jako Polska wcale tacy wyjątkowi.