Na mocy wyroku Blanka Rudy ma wpłacić 2 tys. zł na fundację Arkadia. Działa ona na rzecz osób niepełnosprawnych. Ponadto internautka musi przeprosić polityk na Facebooku "za nieoparte na faktach oraz naruszające jej godność i dobre imię słowa". Sąd zobowiązał Rudy również do pokrycia części kosztów procesu.
O co poszło? Historia zaczyna się w 2014 roku
Konflikt wybuchł w 2014 roku, kiedy posłanka Iwona Hartwich po raz pierwszy zorganizowła protest w Sejmie w razie z osobami z niepełnosprawnością. Rudy zapytała wtedy polityk o postulaty. W odpowiedzi usłyszała, że może sama zorganizować swój protest - tak tłumaczyła historię internautka, która od tamtego wydarzenia krytykuje polityk. Zdaniem Rudy posłanka nie jest przedstawicielką środowiska opiekunów ani osób z niepełnosprawnościami.
- Ja też jestem opiekunką, mam niesłyszącą, 20-letnią córkę oraz męża z przepukliną pooperacyjną, który w każdej chwili może umrzeć - powiedziała Blanka Rudy Onetowi. - Opiekuję się nie tylko nimi, bo jestem też zawodowo opiekunką osób niesamodzielnych. Sporo działam na rzecz niepełnosprawnych, od 14 lat piszę ludziom odwołania od orzeczeń o niepełnosprawności i odmownych decyzji dotyczących świadczeń dla opiekunów, tylko ostatnio nie mam na to dużo czasu, ponieważ pracuję siedem dni w tygodniu po 12 godzin. Wiem jednak, z jakimi problemami mierzy się to środowisko - mówiła.
Rudy na Facebooku zamieściła wiele obraźliwych wpisów, za co Hartwich wytoczyła jej proces karny w 2016 roku. Doszło do ugody.
- Przyznaję, że nazwałam ją "durną ku**ą". Teraz już jej tak publicznie nie nazywam, chociaż zdania o niej nie zmieniłam. Warunkiem tamtej ugody było, że nie będę więcej wspominać o pani Hartwich i jej rodzinie. Nie było natomiast mowy o Hartwich jako polityku - stwierdziła rozmówczyni Onetu. - Jeżeli potem wytykałam jej błędy, to takie, jakie wytykają jej inni. Moja krytyka dotyczy jej poziomu intelektualnego, pisowni i aspiracji. To tak jest, że np. dwie sąsiadki się nie lubią i jedna drugiej wytyka, ale Hartwich nie jest przyzwyczajona do jakiejkolwiek formy sprzeciwu, zatem poleciała na policję - oceniła Rudy.
Kolejny sądowy spór odbył się na drodze cywilnej i zakończył kilka dni temu. Chodziło o wywiad, jakiego Rudy udzieliła przed wyborami parlamentarnymi w 2019 r. dla Tv Radom. Wspominała w rozmowie m.in. o finansach rodziny Hartwich, w tym o zarobkach jej niepełnosprawnego syna, który jest radnym w Toruniu, a także jej męża.
- Zaznaczałam tam, że informacje są niepotwierdzone. Ale pani Hartwich stwierdziła, że mnie pognębi finansowo, wiedząc, że jestem na świadczeniu pielęgnacyjnym, bo wtedy byłam. Żądała 10 tys. zł na fundację. Zarzuca mi także, że byłam w Toruniu pod jej domem, żeby ją zastraszyć, a ja byłam tam tylko przejazdem, zawożąc córkę na turnus rehabilitacyjny. Mówienie, że ją zastraszam, jest grubym przegięciem. Przecież nawet nie było jej wówczas w Toruniu - stwierdziła Rudy.
- Jeżeli Iwona Hartwich będzie robić lub mówić głupoty, to będę dalej ją krytykować. Odnoszę się do jej działalności, a nie do niej jako człowieka. Ona nie powinna nas reprezentować, bo się na tym nie zna i nie wie, o co postulować. Uważam, że poszła do Sejmu, żeby było o niej głośno i żeby mieć pieniądze - ocenila internautka.
Hartwich mówi o lawinie codziennej nienawiści
Iwona Hartwich zamieściła treść wyroku w mediach społecznościowych i opatrzyła go obszernym komentarzem,
"Używane wobec mnie inwektywy »Ty ku*wo«, »Ty szmato«, a wszystko to było oplecione o najgorsze i najbardziej zmyślone historie na mój temat. (...) To była lawina codziennej nienawiści, nękania, dręczenia i zdawać by się mogło, że to obsesja na moim punkcie. Sprawę złożyłam oczywiście do sądu, ciągnęło się to sporo czasu, ale zapadł wyrok, poszłam na ugodę. Jednak później, oprócz wielu inwektyw, posunęła się do tego, że przyjechała w miejsce mojego zamieszkania z Wrocławia, by uprzykrzać mi i mojej rodzinie życie być może zastraszyć. Robiła sobie zdjęcia, że przebywa u mnie pod blokiem, na zamkniętym osiedlu" – napisała posłanka.
"Żadnych ugód nie będzie. Szanowna Pani miała już szanse się poprawić. Wyobraźcie sobie, że codziennie, bez zważania na to, czy są święta, czy wakacje, czy wizyta u lekarza - ktoś wyzywa Was od najgorszych, od wyklętych spluwając na Was i na Waszych najbliższych" - kontynuowała polityk.
- Ta pani udzieliła przed wyborami wywiadu na mój temat i już sam tytuł tego wywiadu wskazywał, że rzekomo dokonuję przekrętów finansowych. Mówiła tam nieprawdę - komentuje posłanka Hartwich w rozmowie z Onetem. - Nigdy nie spotkałam się z taką hejterką. Skoro ta pani potrafiła przyjechać nawet do mnie na osiedle, to mogę mówić, że jest moim prześladowcą. Co gorsza, ten hejt na mnie wciąż trwa i myślę o tym, żeby wystąpić do sądu o zakaz zbliżania się - dodaje.
Parlamentarzystka KO podkreśliła, że na wyrok w Polsce trzeba czekać długo, ale w jej ocenie należy walczyć z hejterami.
- Po pierwszym procesie, gdy zgodziłam się na ugodę, naprawdę myślałam, że ona przestraszy się dalszych konsekwencji - mówiła Onetowi. - Ale stało się wręcz przeciwnie. To jest moje dobre imię, a o dobre imię trzeba walczyć - stwierdziła.
ZOBACZ TAKŻE: "Czuję się oszukana". Walczyła o niepełnosprawnych i miała startować do Sejmu