W opublikowanym we wtorek felietonie dla Tygodnika Nowohuckiego "Głos" szef klubu PiS Ryszard Terlecki zabrał głos w sprawie rozpadu Zjednoczonej Prawicy w dotychczasowym kształcie. Powiedzieć, że nie szczędził w nim gorzkich słów Jarosławowi Gowinowi, to nie powiedzieć. Już na wstępie wytłumaczył, że przyczyną jego dymisji była "publiczna krytyka rządu", jaką były wicepremier miał wyrażać publicznie. - Podejmowane jeszcze rok temu próby dogadania się z opozycją, jak i obecne kwestionowanie zgłaszanych przez rząd projektów ustaw, doprowadziły do tego, że Prawo i Sprawiedliwość zdecydowało się uwolnić od szkodliwego koalicjanta - tłumaczył Terlecki. To jednak nie był koniec krytycznych słów, jakie przyszykował dla Gowina. Po chwili dodawał on bowiem, jadąc wręcz bez trzymanki:
- Jeżeli dodać do tego spartaczoną reformę szkolnictwa wyższego, za co Gowin odpowiadał jeszcze jako minister, a także pazerność w obsadzaniu podległych mu jako ministrowi i wicepremierowi stanowisk osobami, których główną kompetencją była gotowość zapisania się do jego partyjki, to powodów było aż nadto. Pomysł, aby korzystając z przywilejów i możliwości członka rządu równocześnie działać na jego szkodę, był tak bezczelny, że musiało się to skończyć radykalnym rozstaniem - napisał Terlecki.
Szef klubu PiS nie omieszkał też wypomnieć Gowinowi, że choć z jego ugrupowania w ostatnich wyborach do Sejmu dostało się 18 posłów, to obecnie w jego kole jest zaledwie 6 osób. - Nic nie zostało z wielkich planów konkurowania z PiS, czym usiłował mamić wielu samorządowców i przedsiębiorców. Dopóki mógł rozdawać posady, mógł liczyć na grono oddanych klientów. Ilu z nich zostanie teraz, gdy posad i pieniędzy już nie będzie? W maju zeszłego roku podobno rozważano pomysł, aby Gowin przeszedł na stronę opozycji i za fotel marszałka Sejmu doprowadził do upadku rządu. Plan się nie powiódł, bo Gowin okazał się za słaby i opozycja zlekceważyła jego zabiegi. Teraz jego grupka posłów liczy się tylko o tyle, o ile może wzmocnić opozycję podczas sejmowych głosowań i dać nadzieję na utratę większości przez PiS - ocenił bezpardonowo Terlecki. - Platforma chętnie go wykorzysta, ale równocześnie pamięta, jak już raz ją zdradził. Partyjka, często nazywana Nieporozumieniem, szybko pójdzie w rozsypkę i w opozycyjnych planach przestanie być brana pod uwagę. Pozostanie więc żebranie w PSL o przygarnięcie na listach, co dla paru obecnych posłów zapewne jest możliwe, choć bez gwarancji powodzenia - dodawał.
Według Terleckiego członkowie Porozumienia mogą liczyć jedynie na ubieganie się o mandaty w samorządzie. - Większość z nich żadnych mandatów nie zdobędzie, a ich lider będzie służył za przystawkę PSL-owi albo Hołowni. Tak kończą się kariery tych, którzy przeceniają swoje polityczne talenty i nie potrafią opanować wygórowanych ambicji. Gowin zasłużył sobie na to, że nikt nie będzie go żałować - ocenił Terlecki.
- Program rozwoju Polski będzie kontynuowany wbrew nadziejom opozycji, która chciałaby państwa służącego cwaniakom i kombinatorom. Z zażenowaniem przyjdzie nam obserwować jak Gowin będzie łasić się do opozycji i żebrać o zainteresowanie zagranicy. Ale kto uwierzy politykowi, który oszukał swoich koalicjantów? Przygarną go, ale potem wyrzucą na polityczny margines. Przykre jest jednak to, że długo trzeba będzie naprawiać szkody, które wyrządził - dodał na koniec.