"Super Express": - Dziś wielka demonstracja zjednoczonych sił opozycji przeciwko PiS. To pospolite ruszenie pójdzie prezesowi Kaczyńskiemu w pięty?
Grzegorz Schetyna: - Udaje twardziela i twierdzi, że te demonstracje nie robią na nim wrażenia. Jeżeli jednak ich skala będzie rosła i będą one angażować coraz więcej ludzi, to żadna demokratycznie wybrana władza nie będzie w stanie zignorować głosu Polaków.
- Do tej pory to się PiS doskonale udawało. Polacy tłumnie się gromadzili, a rządząca partia nie cofała się nawet o krok. Czy takie demonstracje mają sens?
- Jestem o tym przekonany. To kwestia budowania aktywnego frontu niezgody na łamanie konstytucji. Nie możemy pozwolić na to, by PiS łamał prawo. Masowy udział w takiej demonstracji to symbol aktywności naszego społeczeństwa i trzeba to uznać za coś pozytywnego. Potrzebujemy aktywności, a nie apatii. Wierzę, że będzie w nich uczestniczyć coraz więcej ludzi.
- Na waszych marszach zbierają się raczej ludzie i tak już przekonani, którzy nigdy nie lubili PiS. Dzięki tym demonstracjom raczej nie uda wam się dotrzeć do tych, którzy daliby wam zwycięstwo.
- Pierwsza demonstracja została zwołana w ciągu kilku dni i było na niej 50 tys. ludzi. Następne były jeszcze większe. Myślę, że to kwestia czasu, gdy pójdzie z nami jeszcze więcej osób.
- Naprawdę pan w to wierzy?
- Oczywiście. Obecnie najważniejsza jest walka o aktywność i pokazanie niezgody na to, co wyprawia PiS. Musimy pokazać, że wcale nie jest tak, iż Polaków nie interesuje polityka, bo poza głosowaniem przy urnie wyborczej nie mogą mieć na nią wpływu. Między wyborami są cztery lata i w tym czasie też trzeba pokazać niezgodę na destrukcyjną politykę w wykonaniu PiS.
- Nie boi się pan, że to pospolite ruszenie skończy się jak zachodnie ruchy oburzonych przeciwko rozpasaniu elit finansowych? Też gromadziły one tłumy, ale wszystko rozeszło się po kościach, bo nikt nie potrafił tego oburzenia ubrać w postulaty polityczne. U was tę słabość widać wyraźnie. Hasła obrony demokracji i bycia Polski w UE są raczej mało sexy.
- A co jest ważniejsze niż obrona demokracji czy polskiego członkostwa w Unii? Dla pana to może nieistotne, ale to nasza racja stanu. Nie ma ważniejszych rzeczy niż praworządność i polskie bezpieczeństwo, które gwarantuje Unia i NATO. To są sprawy fundamentalne, o które dzisiaj walczymy. Wracając do ruchu oburzonych, to w Hiszpanii jednak przerodził się on w partię polityczną, która ma obecnie wpływ na politykę w tym kraju. Wierzę, że u nas będzie podobnie - że ta zwiększona aktywność polityczna między wyborami przełoży się na większą frekwencję w kolejnych wyborach. Polacy będą wiedzieć, jak wiele od tego zależy.
- Tylko tymi protestami docieracie przede wszystkim do wielkomiejskiego elektoratu. Aby odsunąć PiS od władzy, musicie dotrzeć do ludzi mieszkających poza największymi miastami. Dla nich najważniejsze są sprawy socjalne, co świetnie wyczuł Jarosław Kaczyński i na tym jego partia utrzymuje swoje poparcie.
- Zgoda - to w Polsce lokalnej rozstrzygają się wybory. Staramy się tam dotrzeć. Organizujemy spotkania w regionach wiejskich, gdzie mówimy o dopłatach czy złej polityce rolnej PiS. Będziemy też mówić o samorządach i działać na tym poziomie. Wiemy, że tam rozstrzygnie się przyszłość Polski.
- Czas najwyższy. Na razie bowiem robicie to, co doprowadziło was do klęski: swoje bycie w polityce uzasadniacie wyłącznie tym, że nie jesteście PiS. To już na Polaków nie działa. Kiedy pójdziecie w końcu do przodu?
- Po to przygotowujemy wrześniowy kongres programowy, po to piszemy program, aby pokazać, że nie jesteśmy wyłącznie anty- -PiS. Musimy napisać scenariusz na Polskę po rządach PiS. Aby to zrobić, trzeba rozmawiać z ludźmi, wiedzieć, czego od nas oczekują, a następnie pisać program. Nie przygotowuje się go w tydzień. Jesteśmy poważną partią, która musi pokazać, że w sensowny sposób budujemy alternatywę dla PiS i skutecznie odbierzemy mu władzę. Dlatego Polacy ufają PO i tego właśnie od nas oczekują. Musimy na te oczekiwania odpowiedzieć.
- Na razie tego masowego zaufania w sondażach nie widać.
- Mam panu powiedzieć, że PiS przegrał osiem wyborów z rzędu? I co to znaczy? Wyłącznie tyle, że wygrał dziewiąte. Jesteśmy gotowi, żeby odbudować PO, by pokazać jej nową odsłonę.
- I nie boi się pan, że pokrzyżuje wam szyki Ryszard Petru? Wojenki podjazdowe o rząd dusz trwają w najlepsze i na razie wygrywa je Nowoczesna.
- Po pierwsze, nie mam wrażenia, żeby wygrywała. Po drugie, to nie wojenki, ale normalna rywalizacja. Nie może być wojny po stronie opozycji, bo to inwestycja w zwycięstwo PiS. Siłą rzeczy spory będą, ale chodzi o to, abyśmy, będąc w opozycji, szukali możliwości współpracy. Konkurować będziemy w kampanii wyborczej. Oczywiście, gdybyśmy byli z koleżankami i kolegami z Nowoczesnej w jednej partii, byłoby nam łatwiej.
- A nie powinniście? Trudno dostrzec szczególne różnice między PO a Nowoczesną. W normalnym kraju już PiS i PO byłyby dwoma skrzydłami jednej partii, a wy z Petru tworzylibyście jedno z nich.
- Myślę, że przyszła kampania wyborcza będzie narzucać poszukiwanie tego, co wspólne.
- Czemu nie wstąpiliście do tej szerokiej koalicji anty-PiS pod sztandarem KOD? Obraziliście się na pozostałe ugrupowania?
- Jesteśmy partią z własnym dorobkiem, 16-letnim doświadczeniem. Bardzo dobrze oceniam inicjatywę Mateusza Kijowskiego, który integruje mniejsze ugrupowania i środowiska, ale w dużej mierze spoza parlamentu. Będziemy z nimi współpracować - to oczywiste. Czy chcemy do tego się przyłączyć i dominować jako największa partia opozycyjna w parlamencie? To nie ma sensu.
- A może jako partia po przejściach boicie się utraty tożsamości w tym barwnym towarzystwie?
- Trudno, żeby ta koalicja miała jakiś wspólny program. Są tam bardzo różne środowiska, a my nie jesteśmy partią lewicową. Jesteśmy partią konserwatywno-liberalną, co ma swoje konsekwencje. Bycie anty-PiS nie wystarczy, by być we wspólnej koalicji. Musi być w tym jakiś wspólny fundament programowy. Partie, które w tej koalicji uczestniczą, będą go szukać, a Mateusz Kijowski będzie to koordynował. I dobrze.
- Kiedyś PO karmiła się słabością PiS jako opozycji, a dziś mam wrażenie, że to PiS karmi się waszą bezsilnością. Nie boi się pan, że jak dalej będziecie tak niemrawo działać, to załatwicie Kaczyńskiemu dwie kadencje u władzy?
- Jesteśmy pół roku po wyborach, a do następnych jeszcze 3,5 roku. Trzeba mieć dobry pomysł i konkretną ofertę, którą spokojnie budujemy. Nie wystarczy mieć pieniędzy na koncie, trzeba jeszcze znaleźć sposób, by dotrzeć do ludzi. PO po ośmiu latach rządów musi odszukać siebie i odbudować wiarygodność. To wszystko będzie trwało. Nie będę tu nic przyspieszać, bo chcę, aby to było zrobione w najlepszy możliwy sposób.
ZOBACZ: KOD i opozycja zawiązała koalicję przeciw PiS. PO się WYŁAMAŁA!