"Super Express": - Instytucje finansowe podnoszą prognozy polskiej gospodarki, złoty się umacnia, zachwyty nad uszczelnieniem systemu podatkowego... Rządy "oszołomów" z PiS są lepsze dla gospodarki niż rządy PO?
Prof. Bogusław Grabowski: - To pan chyba nie doczytał wszystkich opinii.
- Mam niemal pewność, że nikt nie jest w stanie przeczytać wszystkiego.
- To proponuję doczytać 10-letnią prognozę sytuacji budżetowej w krajach Unii dokonaną przez Komisję Europejską.
- O właśnie, Komisja Europejska też pochwaliła niedawno stan polskiej gospodarki...
- Ale odnośnie do wzrostu PKB w tym roku! Nie zachwycajmy się dwoma kwartałami. Jedyna prognoza długookresowa, która dotyczy 10 lat, jest dla nas zła. Owszem, Polska jest wśród czterech krajów o najwyższym tempie wzrostu gospodarczego, ale jednocześnie jest wśród trzech krajów o najwyższym przyroście długu publicznego w ostatnim roku i jednym z najwyższych deficytów w finansach publicznych na ten rok!
- Czyli?
- Mamy jedną z najgorszych sytuacji w finansach publicznych. A tempo wzrostu długu w kolejnych latach będzie jeszcze przyspieszało i zbliży się do 4,2 proc. w relacji do PKB, a średnia w UE to 1,8 proc.!
- Czyli jednak ten wzrost PKB nie jest aż takim fetyszem...
- Nie zachwycajmy się nim. Mamy najlepszą sytuację gospodarczą od lat w Niemczech, a to zawsze była nasza lokomotywa. Dodatkowo mamy bezprecedensowo napędzające polską gospodarkę elementy polityki mikroekonomicznej. Gwałtowny wzrost długu publicznego nie wskutek wydatków inwestycyjnych, ale wydatków konsumpcyjnych.
- Pięćset plus.
- Także.
- Słyszałem, że to też wydatek inwestycyjny, ale inwestycja w człowieka.
- A kotlet schabowy to też inwestycja w energię na kolejny dzień pracy?!
- Wie pan, jakby się nad tym głębiej zastanowić...
- No przepraszam, ale nie bądźmy debilami! To nie są pojęcia z podręczników ekonomii o inwestycji i konsumpcji! Inwestycja to wydatki z oszczędności w rozbudowę trwałego aparatu wytwórczego. Kotlet i książki dla dziecka w tym się nie mieszczą.
- Prof. Elżbieta Mączyńska z SGH mówi, że: "popyt narasta przez zasypywanie nierówności, kreują go biedniejsi, a nie najbogatsi jeszcze jednym jachtem (.), biedni wydają i to wraca na rynek".
- Nie wiem, po co każdy nauczył się wzoru E=mc2, a nikt nie chce się nauczyć podstawowego wzoru na tempo wzrostu gospodarczego. Długookresowo zależy od nakładu kapitału i pracy. W tym wzorze nie ma słowa o "elemencie popytowym" ani "inwestycjach społecznych". Skoro tak, to niech pani prof. Mączyńska rozda po 1000 zł albo po 500 na każde dziecko.
- Platforma od niedawna obiecuje, że rozda po 500 zł na każde.
- Tak, wszystko co jest, rozdajmy i wszyscy będą szczęśliwi... No brednia! Ręce opadają. I współczuję tym, którzy przyzwyczaili się do niskich stóp procentowych w Polsce. Czeka nas przykręcenie śruby.
- OK, mówi pan, że armagedon został tylko odwleczony w czasie. Skąd zatem te zachwyty instytucji finansowych. Nie wiedzą tego?
- Jeżeli mówimy o firmach ratingowych, to pamiętajmy, że dług grecki przez prawie 10 lat był sprzedawany o zaledwie 0,2 proc. drożej niż dług Niemiec. I te agencje dawały Grecji pozytywne ratingi!
- Jak to jest, że większość polskich ekonomistów chwaliła agencje, kiedy obniżały rating albo perspektywę Polsce za rządów PiS, a kiedy podwyższają, to się okazuje, że "przecież agencje się mylą"?
- A skąd?! Czy ja powiedziałem choćby pół słowa o PiS?
- PiS wisi w powietrzu. Nad wszystkim.
- Zero polityki, mówmy o ekonomii. Agencje ratingowe nie badają konkurencyjności wzrostu gospodarczego na wiele lat, tylko zdolność do obsługiwania długu. Nie ma innej prognozy stanu finansów publicznych niż ta 10-letnia Komisji Europejskiej. I jest ona ostrzeżeniem dla Polski, że dług przekroczy 60 proc. PKB, jeżeli nie zmienimy polityki.
- Pamięta pan, jak bardzo myliła się Komisja Europejska w tych prognozach dla Grecji?
- Ależ nie można tak mówić!
- Dlaczego?! O Polsce można, a o Grecji nie?
- Ja nie twierdzę, że prognoza okaże się w stu procentach trafna. Żadna prognoza nie przewidywała jednak kryzysu z 2008-2009 roku. To był chyba pierwszy raz w dziejach świata, kiedy kryzys z sektora finansowego przeszedł do realnego, a nie odwrotnie. W przypadku Polski może się okazać, że z gospodarką będzie lepiej i się prześlizgnęliśmy. I dobrze, cieszmy się z tego, co mamy, ale korygujmy polityki, by nie sprawdziły się te złe zapowiedzi. Bo to nie koniec problemów.
- Jakie jeszcze?
- W Unii jesteśmy skłóceni ze wszystkimi, a prezydentem Francji został człowiek, który chce wyciągać konsekwencje wobec łamania praworządności w Polsce...
- No nie, to jest akurat teatr. W praktyce Macron jęczał w kampanii głównie o tym, że z Francji do Polski uciekają miejsca pracy, co powinno się panu podobać.
- OK, pan mnie jednym cytatem, a ja drugim. Oprócz odwleczonych w czasie skutków obniżenia wieku emerytalnego czeka nas też cięcie wydatków w UE w związku z brexitem. A tam nie mamy sojuszników.
- Nic a nic pana nie cieszy w obecnej sytuacji? PriceWaterhouseCoopers chwali rząd za poprawienie ściągalności VAT i podatków...
- Oczywiście, to dobrze, ale w sytuacji kiedy wydajemy 24 mld zł na 500 plus, a do tego dojdzie 10 mld na emerytury albo różne takie obietnice na obiady w szkołach itd... Przy tym stosie deklaracji, nie oceniam, czy dobrych, czy złych, muszą ściągać więcej. Tyle że jak tu mówić o inwestycjach w infrastrukturę?! Dzięki Bogu rząd wycofał się już z tej pomocy frankowiczom i natychmiastowego podnoszenia kwoty wolnej od podatku.
Zobacz także: Wiesław Gałązka: Facet z jajami nie robi tak jak Petru