Opinie Super Expressu. Prof. Stanisław Gomułka: Rosja na bombie zegarowej

i

Autor: Andrzej Lange Prof. Stanisław Gomułka

Gomułka: To nie jest forma opresji wobec bogatych

2017-11-03 6:00

Prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista Business Center Club w rozmowie z SE o tym, że pomimo nadwyżki w budżecie rząd chce dalej sięgać do kieszeni podatnika:

"Super Express": - Rząd z jednej strony chwali się znakomitą sytuacją budżetową, a z drugiej próbuje znaleźć nowe źródła dochodu. Niedawno chciał wprowadzać opłatę drogową. Dziś znosi limit składek ZUS. To odbierane jest jako histeryczne szukanie pieniędzy do budżetu. Też pan tak to odbiera?

Prof. Stanisław Gomułka: - Likwidacja tego limitu na pewno oznacza, że przez najbliższe kilka lat do budżetu będzie wpływać ok. 5 mld zł rocznie. Co prawda z czasem będzie to oznaczać też większe wydatki związane z wypłacaniem wyższych emerytur, ale to kwestia 20-30 lat. Można więc tę decyzję odbierać jako pomoc dla obecnie rządzących, a nawet przyszłych ekip rządowych. Będą miały kolejne źródło finansowania budżetu.

- To jakaś forma opresji rządu wobec ludzi bogatych lub przedsiębiorców? Tak to bywa odbierane.

- Nie odczytywałbym tego jako formy opresji. Kiedy wprowadzano ten limit za rządów Buzka, sam byłem przeciwko niemu. Oznaczało to bowiem zmniejszenie dopływu pieniędzy do ZUS. Oczywiście, bogatsi składkowicze mogą uważać, że decyzja rządu, by znieść ten przywilej, to forma dodatkowego opodatkowania. Ale nie muszą. To w końcu składka, wymuszone oszczędności, z których na krótką metę rząd będzie korzystał. Dużo poważniejsze są inne formy parapodatków, które pojawiają się za rządów PiS.

- Co na przykład?

- Choćby rosnące ceny energii elektrycznej. To koszt, który ponosi całe społeczeństwo za to, że decyzją rządu firmy energetyczne dofinansowują funkcjonowanie kopalń, a pieniądze biorą z podwyżki opłat za energię. I to widziałbym jako większy problem niż wprowadzanie składek emerytalnych dla najbogatszych.

- A nie jest tak, jak przekonują niektórzy, że zniesienie tego limitu uderzy w przedsiębiorców, którzy mogą zareagować mniejszymi nakładami na inwestycje?

- Niechęć do inwestowania wynika przede wszystkim z niepewności wobec polityki rządu. Zwłaszcza jeśli chodzi o kwestie prawne. Choćby bardzo rygorystyczne przepisy dotyczące unikania podatków, które pozwalają wręcz na przejmowanie kontroli nad prywatnymi firmami przez wyznaczonych przez władze komisarzy. Powstał znak zapytania dotyczący intencji rządu i tego, czy może się nie liczyć z konstytucyjną ochroną własności prywatnej. Ponieważ Trybunał Konstytucyjny praktycznie nie istnieje, a władze PiS mają lekceważący stosunek do ustawy zasadniczej, przedsiębiorcy zaczynają się zastanawiać, czy ktoś im owoców ciężkiej pracy po prostu nie zabierze.

- Pana zdaniem w związku ze zmianami w składkach ZUS co bogatsi przedsiębiorcy nie będą chcieli sobie odbić strat na pracownikach, choćby obniżając im pensje?

- Nie sądzę. Sytuacja na rynku pracy jest dziś taka, że przedsiębiorcy konkurują o siłę roboczą i kuszą potencjalnych pracowników pensjami. Wątpliwe, by w sytuacji, kiedy brak rąk do pracy staje się przeszkodą w rozwoju gospodarczym, chcieli ryzykować obniżkę pensji.

Zobacz także: Jan Śpiewak: Gronkiewicz-Waltz nie chce zeznawać, bo musiałaby mówić prawdę

Przeczytaj również: Przemysław Harczuk: Moda cmentarna wymiata

Polecamy ponadto: Rzecznik Episkopatu Polski o handlu w niedzielę: Dzieci są cybersierotami, bo rodzice nie mają dla nich czasu nawet w niedziele