Otóż w myśl zasady "Nieważne co powiesz, ważne jak to zostanie zrozumiane", Krzysztof Globisz powinien żartować świadomie. Jeżeli chciał więc "wsadzić szpilę" Tuskowi, to cel osiągnął. Jeżeli zaś nie chciał tego robić, to mógł zabawić publikę inną krotochwilną frazą. Sam Globisz po tym wszystkim potwornie się jednak pogrążył. Jak poinformował w telewizji Jerzy Fedorowicz - skruszony własną śmiałością Globisz postanowił WYJAŚNIĆ ŻARCIK premierowi i podobno niewinne intencje w specjalnym liście, który to Fedorowicz ma doręczyć. Cóż za gruby nietakt! Czy można kogoś obrazić bardziej, niż tłumacząc mu żart? Dowcipy to się tłumaczy chichotliwym blondynkom, a nie szefom rządu.
Przeczytaj koniecznie: Sławomir Jastrzębowski: Nędzarz za 18 tysięcy miesięcznie
Jeżeli zaś ktoś na Globisza naciskał, żeby przeprosił władzę, a ten chciał się nieco ugiąć, mógł przeprosić tak, żeby nie robić sobie samemu krzywdy. Jak? Och, sposobów są setki. Tu przypomina mi się dowcip, jak to Lenin kazał Trockiemu przeprosić Stalina, z którego prostactwa Trocki kpił przy każdej okazji niemiłosiernie. Zmuszony Trocki poszedł do Stalina i zapukał do drzwi. Kiedy Stalin otworzył, Trocki spytał: - Tu mieszka towarzysz Bucharin? - Nie - odparł zdziwiony Stalin. - A to przepraszam.