Marcin P. i jego żona Katarzyna przed założeniem Amber Gold mieszkali w rozpadającym się domku jej dziadka na peryferiach Gdańska i ledwo wiązali koniec z końcem. Wszystko zmieniło Amber Gold. Dzięki wpłatom tysięcy klientów, którzy powierzali im oszczędności swojego życia, licząc na astronomiczne zyski, małżeństwo szastało pieniędzmi na prawo i lewo. On zarabiał 200 tys. zł miesięcznie, a jego żona - co najmniej 120 tys. zł. Państwo P. kupili sobie cztery apartamenty w zabytkowym centrum Gdańska za ok. 3 mln zł, zabytkowy dwór w Rusocinie pod Gdańskiem, luksusowe samochody, a jakby tego było mało, Marcin dawał żonie wielomilionowe zlecenia. Jak ustaliliśmy, Marcin P. zeznał śledczym w prokuraturze, że dał żonie zlecenia na zaprojektowanie umundurowania dla obsługi OLT Express i zaplanowanie wystroju wnętrz salonów Amber Gold. - Moja żona nie jest projektantką, ale chciała podjąć się tego zadania i bardzo dobrze sobie z nim poradziła. Zaprojektowała mundury dla pilotów i stewardes dla OLT. Opracowała też sposób podawania filiżanek pasażerom. Za to dostała 3-4 miliony złotych. Na zaprojektowaniu wnętrz salonów Amber Gold zarobiła 1-2 miliony złotych - zeznawał śledczym P. W poniedziałek w Sądzie Okręgowym w Gdańsku rozpoczął się proces właścicieli Amber Gold. Za oszustwa na kwotę 850 mln zł, których ofiarami padło 19 tys. osób, małżeństwu grozi 15 lat więzienia.
Zobacz: Ruszył proces właściciela Amber Gold - Skuli go, bo chciał się ZABIĆ