"Super Express": - W związku z rosyjską polityką i agresją na Ukrainę Litwa postanowiła przywrócić pobór do wojska. Skoro robi to nasz sąsiad, Polska też powinna się nad tym zastanowić?
Gen. Waldemar Skrzypczak: - Litwa jest w innej sytuacji niż Polska. Czuje ze strony Rosji dużo większe niebezpieczeństwo niż my. Stąd politycy w Wilnie postanowili przywrócić pobór. W tej chwili jest zresztą jedynym państwem w regionie, które szykuje się do wojny. Przygotowuje do niej i swoją armię, i społeczeństwo. Wydaje się, że ma to swoje uzasadnienie.
- My też powinniśmy się do wojny szykować?
- Jeśli chodzi o Polskę, to uważam, że obecnie nie jest ona zagrożona. Nie ma konieczności uruchomienia poboru. Proszę zresztą pamiętać, że możemy uruchomić go w każdej chwili, ponieważ jest on tylko zawieszony i decyzją rządu można to zmienić w momencie zagrożenia bezpieczeństwa państwa. A podkreślę jeszcze raz, że takiego zagrożenia nie ma.
- Zagrożenia może nie ma, ale czy przywrócenie go nie byłoby jasnym sygnałem dla Moskwy, że jesteśmy gotowi na ewentualną agresję? Może byłby to czynnik odstraszający?
- Moim zdaniem Moskwa ma pełną świadomość, że Polacy są zdeterminowani, rozbudzeni patriotycznie. Z Polską lepiej nie zaczynać, bo będzie to Putina drogo kosztowało. Zwyczajnie połamie sobie na Polsce zęby.
- Czyli pana zadaniem na razie wystarczy to, co mamy - zawodowa armia, szkolenia ochotników i włączenie w system obrony organizacji strzeleckich?
- To mimo wszystko mało. Z federacjami związków strzeleckich obudzono się trochę z ręką w nocniku. Mówiłem, że trzeba to rozwijać już dawno temu. Natomiast, moim zdaniem, obecnie kwestią zasadniczą jest to, by minister Siemoniak dokonał audytu systemu i zdolności mobilizacji oraz przygotowania jednostek i rezerw do niej.
- W ramach dmuchania na zimne trzeba przeprowadzić test mobilizacyjny?
- Jeśli minister tego systemu nie przetestuje, nie przekona się, jak wygląda sytuacja z nim. Ponieważ znam się na tym, mogę powiedzieć, że nie jest dobrze.
- Jaki jest problem?
- Nie wystarczy mieć rezerwistów. Rezerwiści powinni być szkoleni i zgrani bojowo w ramach pododdziału. Podkreślam - zgrani bojowo. Trzeba więc żołnierzy powołać, przeszkolić, wysłać na szkolenia. Jeśli bowiem nie są ze sobą zgrani, stanowią jedynie mięso armatnie, które zmarnuje się już w pierwszej walce. Minister Siemoniak powinien przeprowadzić choć jedno ćwiczenie mobilizacyjne w trybie alarmowym z wyprowadzeniem pododdziału na poligon i sprawdzeniem go na bojowo. Zrozumie wtedy, że niezbędne będzie doskonalenie umiejętności rezerwistów.
- Jako laik zastanawiam się, czy kiedy zrobiłby takie ćwiczenie, nie zasiałoby to paniki w społeczeństwie, że oto nadciąga wojna?
- W żadnym razie. Takie ćwiczenia robiło się także w czasie głębokiego pokoju. Teraz tym bardziej jest to konieczne w kontekście sytuacji międzynarodowej. Lepiej przekonać się zawczasu, że coś nie działa, niż zdziwić się w wypadku bezpośredniego zagrożenie bezpieczeństwa państwa.
Zobacz: Waldemar Skrzypczak: Zachód sprzeda Ukrainę tak jak w 1944 r. Polskę
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail