- Myśli pan, że sobie wychodzi powrót do PiS? W wywiadzie dla Moniki Olejnik już takie peany na cześć Jarosława Kaczyńskiego i Antoniego Macierewicza głosił, że tylko ktoś bardzo okrutny nie doceniłby jego wysiłków.
- W nauce lizusostwo nazywamy ingracjacją. Lepiej jest być mistrzem ingracjacji niż super "dupolizem". I rzeczywiście Jacek Kurski takim mistrzem ingracjacji jest. Jarosław Kaczyński na pewno ma z tego uciechę. Ci, którzy go znają, mówią, że jest człowiekiem niezwykle dowcipnym i lubi sobie pożartować. Mówi się też, że prezes PiS potrafi wybaczać, czego dowody nawet w ostatnich miesiącach mieliśmy. Jest więc nadzieja dla Jacka Kurskiego.
- Mamy takiego Adama Bielana. On aż tak się poniżać nie musiał. Prezes dosyć szybko mu wybaczył, a nawet nakręcił z nim sympatyczny spot wyborczy. Tu chodzi o zwykłą łaskę i niełaskę Jarosława Kaczyńskiego?
- Gdybyśmy przeanalizowali wcześniejsze wypowiedzi Jacka Kurskiego, mogłoby się okazać, że poruszył on jakąś wrażliwą strunę, której Jarosław Kaczyński nie może mu zapomnieć. Nie słyszałem natomiast z ust Adama Bielana złośliwości pod adresem prezesa PiS. Być może dlatego szybciej wrócił do łask. A Jacek Kurski potrafi dorzucić do pieca i może dlatego jeszcze musi poczekać w pisowskim czyśćcu, by był przestrogą dla innych.
- Lepszą taką przestrogą byłby chyba Zbigniew Ziobro. Jak zauważył kiedyś Adam Hofman - człowiek, których chciał być delfinem, a został leszczem. To on miał ambicje wysadzić Kaczyńskiego z siodła, a jednak trafił na listy PiS.
- Między Kurskim a Ziobrą jest pewna różnica. Moim zdaniem pan Kurski jest bardziej inteligentny niż pan Ziobro i mniej podatny na manipulacje. Pewnie wykonałby polecenia prezesa, ale prezes wiedziałby, że Kurski rozumie jego intencje. Zbigniew Ziobro, jak się wydaje, bardziej bezkrytycznie podchodzi do władzy Jarosława Kaczyńskiego.
- Zbigniew Ziobro wygląda trochę jak palacz, który rozstał się z nałogiem i wszystkich nawraca na niepalenie. W stosunku do Kaczyńskiego objawia syndrom neofity.
- Ma pan rację. Nie można tego powiedzieć o panu Kurskim, u którego widać jednak poczucie własnej wartości i świadomość udziału w grze. Tę świadomość Jarosław Kaczyński, zdaje się, dostrzega.
- To przytulanie się do zwycięskiego Jarosława Kaczyńskiego trąci trochę brakiem godności. Godność jest obcym pojęciem dla polityka?
- Przeglądałem kiedyś encyklopedię z czasów komuny, gdzie było hasło "honorarium", ale nie było "honoru". Nie wiem, jak jest teraz, ale znajdziemy wiele grup zawodowych, którym takie pojęcia jak "godność" i "honor" są raczej obce. Taką grupą są politycy. Jasne, że dobrze być człowiekiem honorowym, ale w polityce chyba minął już czas mężów stanu, bo trudno jest doszukać się takich osobowości.
- Są socjologowie, którzy mówią, że na polskim rynku pracy relacje zwierzchnik - podwładny mają charakter pańszczyźniany. Casus Kurskiego czy Ziobry pokazuje, że dziedzictwo folwarku ma się dobrze również w polityce?
- W polityce jest jeszcze gorzej. Wystarczy nie umieścić kogoś na liście, żeby złamać czyjąś karierę. Nie mamy w niej do czynienia z wielkimi osobowościami. Często są to tak nieudolne postaci, że poza Sejmem nie udałoby się im zarobić nawet równowartości diety poselskiej. Zasada BMW - bierni, mierni, ale wierni - ma się więc dobrze.
Zobacz również: Wiktor Świetlik: Freud dla ubogich