Proponuję, by pani ambasador zapowiedziała jeszcze, że doprowadzi do likwidacji polskiego arsenału nuklearnego. Będzie pomagać trędowatym i chorym na dżumę. Zakończy z haniebnym procederem polowania na słonie i białe nosorożce w polskich Bieszczadach. Skończy z eksterminacją rdzennych plemion żyjących w polskich dżunglach i nawodni pustynię wypełniającą większą część Polski. Będzie też walczyć z analfabetyzmem w naszym kraju. Chociaż, akurat ona, z tym ostatnim może mieć problem.
Bardzo chciałbym, by anegdotę tę poznała Madame Georgette Mosbacher, którą Donald Trump właśnie zgłosił jako kandydatkę na ambasadora USA w Polsce. Najlepiej, by zapoznawała się z nią, patrząc w lustro. Bo wczoraj zaprezentowała iście amerykańską wiedzę o kraju, w którym ma reprezentować największe mocarstwo.
Pani Żorżeta stwierdziła, że będzie dbała o to, by Polska przyjmowała uchodźców, czego – jak należy rozumieć – do tej pory jej zdaniem nie robi. Bardzo ciekawe, tylko że jej kumpel Trump dopiero co zapowiadał budowę wielkiego muru na granicy z Meksykiem, a USA po wojnie w Syrii nie przyjęły niemal nikogo. Nie dość tego jednak. Od pani ambasador dowiedzieliśmy się, że przez naszą ustawę o IPN (niezbyt mądrą zresztą) w Europie Środkowo-Wschodniej rozszalał się antysemityzm. Wystarczy jednak pogrzebać chwilę w oficjalnych europejskich statystykach, żeby zobaczyć, że w Polsce ilość rozmaitych antyżydowskich ekscesów jest jedną z najniższych w Europie i ciągle spada, dokładnie odwrotnie niż we Francji czy w Niemczech.