„Na Zjeździe panowała ogólna radość z demokracji”
Niemal rok kształtowały się struktury niezależnych związków zawodowych, nim władze „Solidarności” stały się gotowe do zorganizowania wielkiego zjazdu. Postanowiono, że odbędzie się on w hali sportowo-widowiskowej „Olivia” w Gdańsku, a obrady rozbito na dwie tury.
Pierwsza miała miejsce od 5 do 10 września i zaplanowano ją jako turę porządkową. Druga natomiast odbywała się między 26 września a 7 października i została poświęcona przedyskutowaniu programu związku oraz wyborowi najwyższych władz. To wtedy Lech Wałęsa został przewodniczącym. Lecz wybory były zacięte. Choć ostatecznie przyszły prezydent wygrał już po pierwszym głosowaniu, uzyskując 55% głosów, najpoważniejszy kontrkandydat, Marian Jurczyk, dostał ich 24%.
Atmosfera Zjazdu była od samego początku pełna entuzjazmu, jakby uczestnikom oraz uczestnikom udało się zerwać z oficjalnymi władzami PRL. Wielu zaznaczało zresztą swoją niezależność.
Na Zjeździe panowała ogólna radość z demokracji; można się nią było zachłysnąć
– wspominał jeden z delegatów.
NSZZ „Solidarność” wbrew szerzonym kłamstwom
Przez Zjazd zostały uchwalone dwa dokumenty o fundamentalnym znaczeniu. Pierwszy z nich wydano 8 września – nosił tytuł „Posłanie I Zjazdu Delegatów NSZZ „Solidarność” do ludzi pracy Europy Wschodniej”. Jego pomysłodawcą był Henryk Siciński, pediatra, członek Zarządu Regionu Wielkopolska Południowa NSZZ. Za autora ostatecznej wersji uważa się Jana Lityńskiego.
Zapewniamy, że wbrew kłamstwom szerzonym w waszych krajach, jesteśmy autentyczną, 10-milionową organizacją pracowników, powołaną w wyniku robotniczych strajków. Naszym celem jest walka o poprawę bytu wszystkich ludzi pracy
– tymi słowami zwracali się delegaci Zjazdu do robotników z Albanii, Bułgarii, Czechosłowacji, NRD, Rumunii, Węgier i wszystkich narodów ZSRR.
Profesor Stefan Kieniewicz, polski historyk, określił ten dokument kontynuacją ducha polskiej tradycji niepodległościowej. W propagandzie dało się jednak słyszeć, że to „obłędna prowokacja wobec sojuszników Polski”, a w reakcji Biuro Polityczne PZPR opublikowało oświadczenie „Przeciwko awanturnictwu politycznemu i próbom niszczenia socjalistycznego państwa”. Do krytyki „Posłania” włączył się nawet Leonid Breżniew, mówiąc:
To niebezpieczny i prowokacyjny dokument. Słów w nim niewiele, lecz wszystkie biją w jeden punkt. Jego autorzy chcieliby posiać zamęt w krajach socjalistycznych, zdopingować grupki różnego rodzaju odszczepieńców
NSZZ „Solidarność” była organizacją, która broni interesów pracowniczych
Podczas tury październikowej delegaci przyjęli ostateczny kształt programu Związku, który nazwano programem „Samorządnej Rzeczypospolitej”. Za twórcę tej koncepcji uważa się Bronisława Geremka.
W dokumencie stwierdzano, że NSZZ „Solidarność” jest organizacją wieloświatopoglądową, która reprezentuje pracowników i broni ich interesów. Wśród postulatów znajdowały się takie, jak: powszechne prawa do pracy, jasny podział kompetencji organów państwa, demokratyzacja życia publicznego. Oczekiwano także możliwości rozwiązywania wszelkich spraw spornych na drodze dialogu.
Społeczeństwo musi mieć możność przemawiania pełnym głosem, wyrażania różnorodności poglądów społecznych i politycznych; musi mieć możność organizowania się w taki sposób, który zapewnia wszystkim sprawiedliwy udział w materialnych i duchowych dobrach narodu, oraz wyzwolenie wszystkich jego możliwości i sił twórczych
– głosili w programie. Działacze „Solidarności” proponowali reformę funkcjonowania państwa w oparciu o społeczną kontrolę nad zakładami pracy i lokalnym samorządem.
Te wybory, uchwalenie programu i odbycie tego zjazdu były niezwykle ważne z punktu widzenia tego, co miało się stać za kilka miesięcy. To legitymizowało "Solidarność" jako organizację demokratyczną, która przeszła wszystkie procedury demokratyczne
– mówił na antenie Polskiego Radia prof. Andrzej Paczkowski. Okazało się to zwłaszcza istotne, gdy kilka miesięcy później wprowadzono stan wojenny. Silna struktura pomagała przetrwać ludziom wielomiesięczne internowanie oraz więzienie.
Złamać opór "Solidarności", pokazując siłę aparatu państwowego
Po Zjeździe związkowcy poczuli swoją siłę. Choć nie zdawali sobie sprawy, co szykują dla nich władze PRL-u, zwłaszcza po wyborze Wojciecha Jaruzelskiego na I Sekretarza KC, mieli świadomość, że nadchodzi czas konfrontacji. A nawet do niej dążyli. Wprost mówił o tym Lech Wałęsa 3 grudnia 1981 roku:
Dzisiaj konfrontacja jest nieunikniona i ona będzie. Tylko problem, chciałem do tej konfrontacji dojść naturalnie, wtedy, kiedy prawie wszystkie grupy społeczne będą z nami
Eskalacyjna postawa NSZZ „Solidarności” niepokoiła hierarchów kościelnych, choćby świeżo wybranego prymasa Józefa Glempa, który pisał do Jana Pawła II o manifestacyjnych zachowaniach przywódców Związku. Na pokonanie takiego przeciwnika władze PRL-u widziały zaś tylko jeden sposób. Złamać go, pokazując siłę aparatu państwowego.
Polecany artykuł: