"Super Express": - Głównym punktem reformy systemu publicznej opieki zdrowotnej jest likwidacja Narodowego Funduszu Zdrowia. Jak pani ocenia ten pomysł?
Elżbieta Radziszewska: - Nie wiem, czego oczekuje minister Radziwiłł. Słyszymy o budżetowym systemie ochrony zdrowia. Tymczasem nie wiem, co się pod tym hasłem kryje, a pan minister też nie ułatwia zadania, ponieważ sam nie mówi, co to dokładnie będzie. Mówi, że "prawdopodobnie będzie to fundusz celowy", tak jakby NFZ nie był funduszem celowym - przecież to jest instytucja państwowa. Różnica, o której mówi szef MZ, polega tylko na tym, że funduszem nie będzie zarządzał powoływany przez ministra zdrowia prezes, tylko sam minister i urzędy wojewódzkie. Urzędy, w których stworzy się stanowiska dla urzędników, którzy będą się zajmowali rozdziałem środków z tego funduszu. Nie wiadomo, w jaki sposób i według jakich zasad - minister jeszcze nie wie. Minister używa słów: prawdopodobnie, pewnie, w pewnym sensie, trochę zbliżone do "czegoś" - jedna wielka niewiadoma.
- Minister Radziwiłł zapowiada również zwiększanie nakładów na służbę zdrowia, które docelowo mają osiągnąć poziom 6 proc. PKB.
- Dwa tygodnie temu pan Radziwiłł mówił, że ma do pewnego stopnia gotową mapę drogową, która ma doprowadzić do budżetowego finansowania. Minister mówił również, że czeka nas rewolucyjne spojrzenie wynikające ze zwiększenia nakładów na służbę zdrowia o prawie 40 proc., tak aby pacjenci odczuli zmianę. Dostęp do służby zdrowia ma być też niezależny od tego, czy pacjent jest ubezpieczony, czy też nie. Jednak jednocześnie pan Radziwiłł mówi, że to już nie jest jego zadanie, a zadanie ministra finansów. Czyli jest jakaś mapa drogowa, ale pytanie: dokąd ona prowadzi? Odpowiedzi nie znamy. Pytanie następne: minister mówi, że czeka nas scalenie wszystkich danin publicznych. Jednak pacjent nadal będzie płacił składkę - coś w rodzaju ubezpieczenia zdrowotnego, ponieważ w ramach scalonego systemu danin każdy będzie coś wpłacał. Powstaje pytanie, jak to się ma do rzeczywistości, którą możemy obserwować dzisiaj. Jak to będzie wyglądało przy nowym systemie, co się zmieni dla przeciętnego Polaka, jeśli chodzi o zbieranie pieniędzy? Skoro się nic w tym zakresie nie zmieni, to jaka to rewolucja...
- Minister mówi, że chciałby pokazać, że można korzystać ze służby zdrowia inaczej, niż Polacy się przyzwyczaili. W tym kontekście podkreśla, że nie z każdym problemem trzeba iść do lekarza specjalisty. Jak się pani ustosunkuje do tej tezy Konstantego Radziwiłła?
- Docelowo minister chce doprowadzić do tego, żeby pacjenci nie korzystali tak często z usług lekarzy specjalistów i szpitali - część zadań resort będzie powierzał lekarzom rodzinnym. Ale w jaki sposób minister chce powiedzieć pacjentom, żeby ci nie chodzili do lekarzy specjalistów, nie leczyli się w szpitalach? Dlaczego? Bo pan minister tak sobie życzy? Już jedną dobrą zmianę Konstanty Radziwiłł wprowadził: darmowe leki dla seniorów może przepisać tylko lekarz rodzinny. Czyli pacjent po wizycie u kardiologa będzie musiał wrócić do lekarza rodzinnego po darmowe leki. Ten 75-letni senior! Dziwny sposób na likwidację kolejek do specjalisty i krzywdzący seniorów.
- Z toku rozmowy podejrzewam, że nie jest pani zwolenniczką tej reformy...
- Jest zbyt dużo niewiadomych. Minister ciągle mówi: "chciałbym", "chciałbym" itd. Dzisiaj pora na "zrobię", "uzgodniłem", "mam stanowisko ministra finansów", "wiem, co będzie". Ale niestety nie podaje żadnych pewników i gotowych rozwiązań! Zresztą Konstanty Radziwiłł chyba nie realizuje tego, co obiecał PiS. Przecież w sobotę Jarosław Kaczyński dał mu żółtą kartkę, mówiąc, że jest tym taborem, który ciągnie się i spowalnia. Obawiam się, że chcąc zachować swoje stanowisko, minister będzie teraz wykonywał nerwowe, złe ruchy, bez przygotowania.
Zobacz: Bolesław Piecha: Likwidacja Narodowego Funduszu Zdrowia to dobry krok