"Super Express": - W weekend w warszawskich Łazienkach Platforma Obywatelska zalała media listą znanych nazwisk popierających w wyborach Bronisława Komorowskiego. Czym kierują się w swoich preferencjach pisarze, aktorzy czy piosenkarze, decydując się na Platformę? Istotnych różnic między PO i PiS często nie są w stanie wykazać nawet politologowie
Prof. Krzysztof Jasiecki: - Rzeczywiście te różnice programowe nie są zbyt istotne, o czym dobitnie świadczy łatwość transferów kadrowych w polskiej polityce. Istotne postaci z Platformy i PiS, jak prof. Zyta Gilowska, Grażyna Gęsicka, Radek Sikorski czy Paweł Zalewski, przechodziły z jednego ugrupowania do drugiego bez większych tarć. Wybór dotyczy więc nie tyle sedna polityki, co pewnego stylu, sposobu politycznej ekspresji, języka politycznego. I właśnie tym kierują się w dużej mierze przedstawiciele elit o których pan wspomina.
Przeczytaj koniecznie: Komorowski dostał od Tuska szalik na szczęście
- W ostatnim czasie ten styl i ekspresja były łagodniejsze po stronie PiS, a nie Platformy. A wybrali i tak Komorowskiego.
- Zmiana, o której pan mówi, może być bardzo niebezpieczna. Ale nie tyle dla elit, co w przypadku zwykłych wyborców. Kiedy tak zarysowana różnica ulega zatarciu, to mogą się czuć zdezorientowani. W weekend słyszeliśmy o "wojnie domowej". Ale z czyich ust? Ze strony Andrzeja Wajdy ze spotkania Platformy. Pod wpływem kalendarza wyborczego przejmuje się już nawet nie cudzą retorykę, ale sposób wyrażania poglądów z innego czasu, innej rzeczywistości. Usiłuje się zaostrzyć podziały, które faktycznie nie są aż tak duże. Może to nieść ze sobą duże ryzyko polityczne. Na fali wyciszenia po tragedii, PiS zmienił swoją obecność w sferze publicznej nie tylko ze względu na szok po katastrofie, ale także znaczne ubytki kadrowe. W Platformie pojawił się zaś problem. Sondaże pokazują topnienie różnicy między PO i PiS. I oni poszukują jakiegoś sposobu mobilizacji wyborców. Obawiają się drugiej tury i wyjazdu części elektoratu na wakacje. I specjaliści od PR w Platformie uznali, że pomoże w tym zaostrzenie retoryki i języka kampanii.
- Skoro nie styl ostatnich tygodni, to co zdecydowało o poparciu "znanych i lubianych" w tak dużej grupie dla Komorowskiego?
- Tak naprawdę jest to powielanie schematów personalno-środowiskowych. Przedstawiciele elit idą tu zresztą w ślady polityków. Już w latach 90. zwracaliśmy uwagę, że nasze partie polityczne często nie są oparte na jakichś czytelnych, trwałych podziałach związanych z jednoznacznie wyodrębnionymi interesami i poglądami. To bardzo często były doraźne koalicje osób, dobrane na zasadzie towarzyskiej, środowiskowej, krótkotrwałych wspólnych interesów bądź obaw. I elity, o których tu mówimy, często zmieniają poglądy i mogą wybierać różne ugrupowania, ale w ostatnim czasie ze względu na kształt sceny politycznej zdecydowały się na PO. Ten podział wbrew pozorom nie jest aż tak sztywny. Podobnie jak nie był w przypadku partii politycznych.
Przeczytaj koniecznie: Tomasz Sygut, dziennikarz SE: Samotność marszałka - czy Komorowski będzie prawie prezydentem?
- Zgromadzenie aż tak wielu postaci w komitecie jednego kandydata, w zestawieniu z nieco skromniejszym zestawem po drugiej stronie, musi przywodzić na myśl podział na Polskę establishmentu, elit i Polskę "zwykłych ludzi". Platforma stała się partią wielkomiejskich elit?
- Ten opis byłby przesadny. To o czym pan mówi nawiązuje zresztą w jakiś sposób do podziału na Polskę solidarną i liberalną. Wówczas dyskutowano jednak, czy tak zarysowana granica naprawdę coś odzwierciedla. Politycy zdają sobie sprawę, że nie można popaść w pułapkę elitarności, gdyż bez poparcia tzw. prowincji żadnych wyborów w Polsce się nie wygra. Elity w naszym kraju są wciąż zbyt szczupłe, by można było na nich cokolwiek opierać. A tym bardziej trwałość sukcesu takiej partii jak Platforma. Politycy pamiętają, jak kończyły u nas ugrupowania mające naprawdę elitarny charakter. Myślę tu o Unii Demokratycznej, Unii Wolności czy Kongresie Liberalno-Demokratycznym. To była klęska. Po tych doświadczeniach PO ma świadomość, że elitarność może być gettem.
- Jednak przy okazji każdych wyborów ta chęć podpierania się elitą powraca. Politycy szczycą się atlasem autorytetów i celebrytów wokół nich.
- To prawda. Ale ten pęd ku elitom jest sztucznie wzniecany przez specjalistów od marketingu politycznego, którzy muszą poszukiwać różnic. Mamy bowiem dominację dwóch partii prawicowych, jednej tradycjonalistycznej, drugiej bardziej liberalnej. I chęć utrzymania dominacji na scenie politycznej wymaga zarysowania innych linii podziału. Lista osób, o których mówimy, jest zresztą od lat bardzo podobna. To są zbliżone bądź te same środowiska, trzymające się razem. Większość z nich reprezentuje coraz bardziej odchodzące już pokolenie. I nie widać tu elit młodszego pokolenia Polaków, które coraz słabiej widzi się nie tylko w polityce. Postaci, o których mówimy, za jakiś czas z naturalnych powodów przestaną występować w tych komitetach. Politycy powinni się zastanowić, kto ich zastąpi
Prof. Krzysztof Pasiecki
Socjolog, specjalista od zachowań elit, pracownik PAN i Wyższej Szkoły Menedżerskiej