Frajerzy i gangsterzy
Najwięcej można się dowiedzieć od polityków, zresztą od ludzi też, gdy mówią to, czego powiedzieć nie chcą. Gdy im się coś przypadkowo palnie. Wczoraj w „Expresie Biedrzyckiej” z wrodzonym sobie mentorstwem uczynił to Włodzimierz Cimoszewicz. Przyznał to, czego politycy jego formacji, czyli obecnie PO, niemal nigdy nie mówią. Że z rozliczeniami europejskimi w ogóle nie jest zbyt słodko i często średnio się opłacają.
Wyobraźcie sobie, że wspólnie – wy i ja – kupimy kawałek pola. Trochę wyłożymy z oszczędności, dodatkowo weźmiemy kredyt. Na polu coś zasadzimy, niech będzie pszenica albo urządzimy parking obojętne. W pewnym momencie biznes ten zacznie przynosić zysk. Zapytacie o swoją część. – Ależ Kochani - odpowiem kulturalnie, bo przecież ze szczerej troski o was. – Nie dostaniecie ani grosza. Nie dostaniecie, bo macie w domu nieporządek, złe relacje z dziećmi, nie podoba mi się wasz ubiór. A umowa, którą ze mną podpisaliście na to pozwala.
Tak w skrócie wygląda historia KPO. Wspólna kryzysowa inwestycja, fundusz, od którego jednego z udziałowców odcięto. Włodzimierz Cimoszewicz zwrócił jednak uwagę na pewną dość oczywistą, ale rzadko podnoszoną sprawę. - Polska ryzykuje utratę ogromnych pieniędzy europejskich, ale co więcej, uświadommy sobie, że duża część tych pieniędzy pochodzi z zaciągniętych przez Unię w naszym wspólnym imieniu kredytów lub ze sprzedaży papierów wartościowych. Te kredyty, te pożyczki będziemy musieli wspólnie spłacać. Polska wyraziła na to zgodę – stwierdził były premier i dziś polityk euroentuzjastycznej Platformy (choć niektórzy wciąż pamiętają, że kiedyś był miłośnikiem innego kierunku geopolitycznego).
Cóż wynika z jego słów wracając na nasze poletko? Poletko pszenicy? Nie dość, że nie zobaczycie zysków to będziecie dalej uczestniczyć w inwestycjach i spłacać kredyty, a ja będę żył za wasze. Przynajmniej dopóki nie posprzątacie w domu, ale to ja oceniam według swojego widzimisię czy macie porządek. W dodatku was nie lubię, a do tego – nie da się ukryć – miło się żyje za wasze, więc mogę mówić, że macie bajzel w nieskończoność. Ot, historia europejskiego „solidaryzmu”, „pomocniczości”, czy czegoś tam jeszcze w pigułce. Choć ja mam dosadniejsze i mniej eleganckie określenia na to.