„Super Express”: - Czy można było przewidzieć obecny dramat 27 lat po tzw. powodzi tysiąclecia?
Mariusz Orion Jędrysek: - Przyroda tak funkcjonuje. Takich powodzi było i będzie wiele. Były nawet większe, np. we Wrocławiu na rynku w 1901 lub 1902 r. W 2006 r. decydowałem w rządzie o gospodarce wodnej i byłem głównym geologiem kraju. Wtedy była decyzja o budowie systemów przeciwpowodziowych z jednoczesną inwestycją w odnawialne źródła energii. Wytypowano pięć miejsc: Racibórz jako mokry zbiornik z elektrownią, następnie Nysa, która była w fatalnym stanie, następnie wrocławski węzeł wodny, Malczyce i Żuławy. Na to było przeznaczone bodajże 5 mld euro, ale niestety później zaczęto wprowadzać „masterplany” i zlikwidowano program „Odra 2006”. W efekcie tego Racibórz stał się mniejszym i suchym zbiornikiem, więc jego wartość powodziowa była mniejsza. Następnie Wrocław: węzeł został wykonany, ale popełniono poważne błędy zabudowując poldery, szczególnie wzdłuż dopływów, gdzie nawet dziś powstaje mnóstwo bloków I nie ma nawet możliwości ewakuacji, bo drogi są bardzo wąskie albo w ogóle ich nie ma. To były katastrofalne decyzje i trzeba to sobie jasno powiedzieć.
Wicepremier Kosiniak-Kamysz: To czas jedności i solidarności a nie politycznych kłótni!
- Czym pan je tłumaczy, dlaczego to się stało?
- Dlatego, że – niestety dzieje się tak w większości rządów – to koalicje decydują, kto jest u sterów władzy, kto jest ministrem, kto wiceministrem. Nie decydują o tym sprawy merytoryczne i później mamy taką sytuację, jaką mamy. Dzisiaj to wszystko naprawdę można było przewidzieć w odpowiedni sposób. Mamy bowiem infrastrukturę, która chroni naprawdę dobrze i narzędzia do modelowania, które doskonale przewidują. Gdyby to wszystko zebrać i właściwie sterować dopływami, to mogłoby to spłaszczyć falę. Mam nadzieję, że to jeszcze nie jest stracone, to się okaże w ciągu około 24 godzin.
- Wrocław jest w bardzo trudnej sytuacji, bo właściwie żyje niepewnością. Komunikaty ws. rozwoju sytuacji są rozbieżne, według niektórych właściwie się wykluczają. Jak to jest możliwe przy dzisiejszych technologiach?
- Tu chodzi o to, jaki model zastosujemy i jaką mamy wiedzę. Niestety, model ma to do siebie, że co włożymy, to wyjmiemy odpowiednio przetworzone. Nie wiem, jakie modele stosuje Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej w tej chwili, ale na pewno można sterować spłaszczeniem fali poprzez posiadanie kilku zbiorników w górnym biegu Odry. Należało opróżnić wszystkie zbiorniki, gdy były przewidywania znacznych opadów, ale tego – jak słyszałem – nie wykonano.
- W 1997 r. było dokładnie tak samo, Wrocław także otrzymywał sprzeczne komunikaty. Ówczesny prezydent miasta Bogdan Zdrojewski opowiadał mi, że sytuacja była w związku z tym tak napięta, że „musiał trzasnąć drzwiami”.
- To bardzo proste: błędem była likwidacja programu „Odra 2006”, który był koordynowany przy wojewodzie dolnośląskim, ale obejmował całą Odrę. Dlaczego to zrobiono? Bóg raczy wiedzieć.
- Albo ci, którzy go likwidowali.
- To był poważny błąd. Gospodarka środowiskiem musi być długofalowa i odsunięta od polityki. Przyrodę da się okiełznać i zachować w dobrej kondycji, tylko muszą to robić ludzie, którzy się na tym znają.
Rozmawiała Kamila Biedrzycka