"Super Express": - W niedzielę minie 15 lat od zamachów na World Trade Center. Jak bardzo zmieniły one świat, w którym żyjemy?
Edward Lucas: - To zależy trochę od tego, w jakim miejscu świata się żyje. W najbardziej dramatyczny sposób zmieniły one, oczywiście, Amerykę. Po raz pierwszy islamski terroryzm uderzył w sercu tego kraju, przynosząc do niego dżihad. Europę dotknęło to trochę inaczej. Choćby Wielka Brytania czy Hiszpania już wcześniej poznały terroryzm na własnej skórze ze względu na działalność odpowiednio - IRA i ETA. Także Bliski Wschód był przyzwyczajony do brutalnego terroru i wielkich konfliktów, więc uznano tam, że Ameryka wreszcie doświadczy tego samego.
- Co to doświadczenie zmieniło w Ameryce?
Dalekosiężnym skutkiem 11 września było skupienie się Stanów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie, co miało fatalny wpływ na Europę. Do 11 września Ameryka była w pełni zaangażowana w kwestie europejskiego ładu, promując rozszerzenie NATO i rozwiązując wiele problemów związanych z bezpieczeństwem naszego kontynentu. Waszyngton, przesuwając środek ciężkości swojej polityki zagranicznej na Bliski Wschód, ale także Afganistan, oczekiwał od swoich europejskich sojuszników wsparcia.
- Którego nie za bardzo się doczekał.
- Nie każdy się do tego palił i okazało się, że Europa stała się niezwykle podzielona. Wielu Europejczyków, zwłaszcza w Niemczech czy Francji, było niezadowolonych z wojny w Iraku. Nawet w krajach, które tę interwencję poparły, społeczne niezadowolenie z tego faktu było bardzo wysokie. Było to ze szkodą dla Sojuszu Atlantyckiego i pochłonęło mnóstwo energii, która mogła być spożytkowana w zupełnie inny sposób. Kiedy spojrzymy na ostatnie 15 lat, widać, że interwencja w Afganistanie nie była udana. Nie mówiąc już o Iraku. Wydaliśmy biliony dolarów, poświęciliśmy życie dziesiątek tysięcy istnień na Zachodzie i setki tysięcy w krajach, w których doszło do interwencji.
- I powodując ogromny chaos w tych krajach, co teraz odbija się Zachodowi ogromną czkawką.
- Bilans rzeczywiście jest ponury. Oczywiście, Irak był problemem jeszcze przed 11 września i atak na reżim Saddama nie był bezpośrednią konsekwencją 11 września, choć wykorzystano to jako pretekst. Bezpośrednią reakcją była wojna w Afganistanie. Jak się okazało, nie doceniliśmy tego, jak trudno będzie przynieść tam potem pokój. Nie dość, że nie znaliśmy tego kraju, zabrakło refleksji, co dalej. Tak samo było zresztą z Irakiem. Obalenie Saddama okazało się bardzo proste, ale zupełnie nie poradziliśmy sobie z następstwami upadku jego reżimu. To zresztą dość szybko stało się aż nadto jasne. A dziś, mając do czynienia z tzw. Państwem Islamskim, które wyrosło na gruzach Iraku, widzimy, jak wiele błędów zostało popełnionych i jaką cenę za to płacimy.
- Przed 11 września żyliśmy w świecie "końca historii", ale historia nagle przyspieszyła. Do poczucia braku stabilności wywołanego terroryzmem doszedł jeszcze kryzys finansowy i jego skutki.
- Jeśli 11 września był ogromnym ciosem dla geopolitycznej wiarygodności Zachodu, kryzys finansowy był ogromnym ciosem dla kompetencji gospodarczych Zachodu. Po 1989 roku wszyscy byli przekonani, że po bankructwie komunizmu kapitalizm w stylu zachodnim będzie dominującym modelem. A przecież już w 1989 r. widać było jego problemy, zwłaszcza w sferze rynków finansowych, których nie rozwiązano, a które dołożyły swoją cegiełkę do chaosu, jaki zapanował na Zachodzie.
- To terroryzm i problemy ekonomiczne zmieniły politykę na Zachodzie, gdzie coraz częściej do głosu dochodzą prawicowi populiści kwestionujący status quo?
- Ich siła wyrasta z braku zaufania do elit, ale nie to jest kluczowe. Gdyby gospodarka była w doskonałej formie, gdybyśmy dużo lepiej radzili sobie na froncie geopolitycznym, kryzys migracyjny nie czyniłby takiego spustoszenia w sferze polityki jak obecnie. 11 września osłabił system odpornościowy Zachodu i każdy kolejny problem, zamiast zostać sprawnie rozwiązany, przyczynia się do jego większej agonii. To właśnie jest dziedzictwo tych zamachów.
Zobacz: Mateusz Morawiecki: Polacy muszą korzystać ze wzrostu PKB