Środowe posiedzenie sejmowej komisji administracji i spraw wewnętrznych trwało przeszło 5 godzin. W tym czasie na pytania posłów o interwencję policji na Krakowskim Przedmieściu (w trakcie aresztowania "Margot") w Warszawie odpowiadali komendant główny policji Jarosław Szymczyk oraz wiceszef MSWiA Maciej Wąsik. Podczas demonstracji zatrzymano 48 osób, którym postawiono zarzuty czynnego udziału w zbiegowisku. W czasie zamieszek uszkodzony został jeden z radiowozów. Mimo to zarówno Wąsik, jak i Szymczyk przekonywali, że interwencja została przeprowadzona prawidłowo.
Zobacz także: Prawa LGBT a bandytyzm - Mirosław Skowron, szef działu Opinie SE o Margot i protestach
Jak informuje portal Onet.pl, pod koniec posiedzenia (na sali nie było już wówczas Szymczyka) głos zabrał Krzysztof Mieszkowski, który stwierdził, że na Krakowskim Przedmieściu łamane były prawa człowieka. – Opozycja, społeczeństwo obywatelskie ma obowiązek, i my to dzisiaj robimy, bronić mniejszości demokratycznych. Wy mniejszości demokratyczne relegujecie z przestrzeni publicznej – mówił, zwracając się do wiceszefa MSWiA. – Straty społeczne panie ministrze są znacznie większe, niż uszkodzona suka na Krakowskim Przedmieściu. Proszę sobie to uświadomić, chyba że używacie polskiej policji do swoich potrzeb politycznych – dodał.
W odpowiedzi Maciej Wąsik się zagotował i obdarzył Mieszkowskiego mało chwalebnym epitetem, nazywając go "łajdakiem". W rozmowie z portalem tłumaczył: – Ktoś, kto używa takich słów, nie szanuje policjantów i policjantek. To jest bardzo obraźliwe stwierdzenie. Według mnie żaden parlamentarzysta nie powinien go używać. Mówienie o policyjnych „sukach” to jest język rynsztoka.
– Rozumiem, że zamierzeniem pana Mieszkowskiego było przywołanie sytuacji z lat 80., kiedy były milicyjne „suki”. To były jednak zupełnie inne czasy, zupełnie inne uwarunkowania i zupełnie inny ustrój Polski. Przenoszenie sytuacji, która miała miejsce na Krakowskim Przedmieściu do lat 80. jest łajdactwem, dlatego nazwałem pana Mieszkowskiego łajdakiem – zgrabnie wytłumaczył.
Polecany artykuł:
Do całej sytuacji odniósł się też Mieszkowski, który oczywiście w swoich słowach nie widział nic niestosownego. – Nazywając radiowóz policyjny „suką” nawiązywałem do stanu wojennego, kiedy ludzi walczących o swoje prawa wolnościowe, o godność i demokrację, pakowano do „suk” milicyjnych. W momencie, kiedy furgonetka policji spełnia funkcje niedemokratyczne, kiedy się w sposób niezgodny z prawem postępuje z ludźmi, to nie ma to nic wspólnego z funkcją wozu, jaki powinien pełnić. Staje się on przestrzenią opresji, a nie elementem praworządności – przekonuje poseł KO.
Za nazwanie Mieszkowskiego łajdakiem wiceszef MSWiA już zapowiedział, że nie zamierza przepraszać. Tymczasem poseł KO poinformował, że rozważa skierowanie sprawy do Komisji Etyki Sejmowej.