Miało być dobrze, a wyszło... jak zwykle. Andrzej Duda zapowiedział, że będzie rozmawiał w Berlinie na temat dopuszczenia do rozmów w sprawie Ukrainy większa liczbę państw. Do tej pory w rozmowach brali udział przedstawiciele kilku państw, tzw. format normandzki: Rosji, Ukrainy, Francji oraz Niemiec. Duda przyznał, że chce by dołączyli do nich także przywódcy USA, Polski, a także inni sąsiedzi Ukrainy oraz przedstawiciele Unii Europejskiej. Taka forma rozmów zwana jest formatem genewskim: - O tym chcę rozmawiać. Nie wyobrażam sobie, żeby nie brały w nim udziału silne państwa europejskie, ale mogłyby w nim wziąć udział Stany Zjednoczone jako światowe mocarstwo, z którym na pewno Rosja musi się liczyć, i sąsiedzi Ukrainy, czyli ci, którzy bezpośrednio są zainteresowani tym, co tam się dzieje. - mówił pewnie prezydent Andrzej Duda. Niestety, okazało się, że Ukraina wcale nie oczekuje, by do grona czterech krajów dołączyły kolejne. W rozmowie z Angelą Merkel i Francois Hollande'em, że nie widzi potrzeby rozszerzenia grona. - Nie potrzebujemy innych formatów - przyznał Petro Poroszenko na konferencji prasowej w Berlinie.
Nadgorliwość Andrzeja Dudy skomentował minister spraw zagranicznych, Grzegorz Schetyn. Stwierdził, że wypowiedź prezydenta była niefortunna: - To była nieszczęśliwa i niezręczna wypowiedź. (...) Jak ktoś robi politykę zagraniczną przez media, to musi liczyć się z tym, że zaliczy twarde lądowanie.
Zobacz: Kukiz przeprasza za prostackie zachowanie: PRZEGIĄŁEM