- Gdy zmian w rządzie dokonywał Donald Tusk, nazwiska nowych ministrów znaliśmy już następnego dnia. Teraz od dymisji minął już tydzień. Czy nie świadczy to o słabości Platformy Obywatelskiej, która powoli się zwija?
- Po pierwsze, pani premier była za granicą, składała ważne wizyty. Problem Platformy polega na czymś innym.
- Na czym?
- Tu nie widać żadnego politycznego pomysłu. Gdy zmian dokonywał Donald Tusk, wpisywały się one w jakąś koncepcję polityczną. Zmiany Ewy Kopacz w nic się za cholerę nie wpisują. A więc nie mają znaczenia. Dramat wynika nie z tego, że na nominacje ministrów długo czekaliśmy, ale z tego, że nie wiemy, czy zmiany te cokolwiek dadzą.
- Do wyborów zostały cztery miesiące. Szansa na odbicie się PO od dna wydaje się mała. Czy możemy mówić o dekompozycji tego ugrupowania, takiego jak przed laty AWS czy SLD?
- Uważam, że sytuacja jest jednak trochę inna i Platforma ma szansę na odbicie się od dna.
- W jaki sposób?
- Przede wszystkim wymagałoby to zmiany premiera i przywództwa, które byłoby bardziej przekonujące. I nie mówię tego przeciwko Ewie Kopacz. Jest ona bardzo dobrym premierem na stabilne czasy. Jednak mamy dziś zmianę paradygmatu politycznego. To mniej więcej to, co w przypadku upadku SLD, gdy do władzy szły zupełnie nowe twory polityczne, czyli Prawo i Sprawiedliwość i PO. Dziś Platforma jest trzecia, dlatego, że popularność zyskał Ruch Kukiza. Pytanie, co formacja ta będzie miała do zaoferowania poza hasłem JOW opacznie rozumiane jako "jebać obecną władzę". Cztery miesiące to bardzo dużo i wiele może się zmienić. Obawiam się jednak, że Ewa Kopacz jak Leszek Miller będzie do końca trwała na stanowisku i będzie utwierdzała bardzo niskie wyniki Platformy Obywatelskiej.