Prof. Antoni Dudek

i

Autor: Andrzej Lange

Dudek: Unia nie ma narzędzi, żeby wymusić coś na rządzie

2016-05-19 8:40

Profesor Antoni Dudek, politolog, historyk i członek Rady IPN w rozmowie z "SE" o tym, że Komisje Europejska chce rozwiązania sporu o Trybunał Konstytucyjny do poniedziałku:

"Super Express": - Komisja Europejska wezwała polski rząd, by do poniedziałku podjął działania w celu rozwiązania kryzysu wokół Trybunału Konstytucyjnego. Jeśli to nie nastąpi, wiceprzewodniczący KE Frans Timmermans ma przyjąć projekt opinii na temat praworządności w Polsce. Jak to interpretować i czym to grozi Polsce?

Prof. Antoni Dudek: - Przyjęcie takiego dokumentu będzie dla Polski na pewno problemem wizerunkowym. Nie sądzę jednak, żeby coś w istotny sposób zmieniło - i w sytuacji wewnętrznej Polski, i w relacjach naszego kraju z Unią Europejską. Tak naprawdę jedynym dolegliwym środkiem, którym dysponuje UE w stosunku do państwa członkowskiego, są sankcje w postaci zablokowania środków unijnych. A to wymaga jednomyślności wszystkich krajów unijnych, co samo w sobie jest mało realne.

- Jeśli Unia niewiele może, to czym jest to wezwanie?

- Moim zdaniem to kolejny element wojny psychologicznej. Po tym wezwaniu opozycja ponownie zaatakuje rząd, domagając się ustępstw. To więc rodzaj presji, gry dyplomatycznej, ale na końcu tej drogi musiałoby być głosowanie na forum Rady Europejskiej, czy wprowadzić sankcje wobec Polski, czy nie. Już wiemy, że Viktor Orbán nie ma zamiaru popierać takich działań wobec naszego kraju, więc sprawy nie ma. Mam tylko nadzieję, że nasz rząd zareaguje w sposób spokojny, bez podkręcania atmosfery, bo to na dobre nikomu nie wyjdzie.

- To oświadczenie będzie miało jakiekolwiek przełożenie na działania PiS? Rządzący mogą się pod presją Unii ugiąć?

- Nie sądzę. Kryzys wokół Trybunału Konstytucyjnego będzie się toczył jeszcze długo i Unia Europejska tym oświadczeniem nic nie zmieni. Nawet jeśli zostanie przyjęty projekt opinii. A że zostanie przyjęty, nie ulega wątpliwości - z ostatnich oświadczeń Jarosława Kaczyńskiego wynika bowiem, że jeśli kryzys konstytucyjny doczeka się rozwiązania, to na przełomie tego i przyszłego roku.

- Mówił pan, że będzie to paliwo dla opozycji, ale czy dla PiS działania Komisji Europejskiej nie potwierdzą jego retoryki, że obce siły próbują się mieszać w polskie sprawy i sypać piach w tryby "dobrej zmiany"?

- No tak, ale to już słyszeliśmy z ust polityków PiS od samego początku, odkąd Unia w sprawę Trybunału się zaangażowała. Dla opozycji będzie to na pewno odsiecz. Będzie to dla niej paliwo polityczne, ale pojawia się pytanie, na ile będzie ono skuteczne. Jest to bowiem pytanie o to, jak bardzo Polaków obchodzi pan Timmermans. Mam poczucie, że jednak dotyczy to mniejszości Polaków - co najwyżej zwolenników PO i Nowoczesnej. Nie sądzę więc, żeby spowodowało to przesunięcia w elektoratach. To po prostu jeszcze jedno wydarzenie w wojnie pozycyjnej, która wokół TK się toczy. Podkreślę jednak jeszcze raz - nie sprawi ono, że front przesunie się w tę czy inną stronę.

- Status quo zostanie utrzymane?

- Projekt opinii, jeśli zostanie przyjęty, będzie tylko kolejnym dokumentem, który nie spowoduje żadnych konkretnych działań. Jasne, że lepiej by było, gdyby tak się nie stało, ale skoro już mamy taki kryzys konstytucyjny, to trzeba tu powiedzieć jedno - Unia Europejska jest tak skonstruowana, że kryzysy polityczne wewnątrz krajów członkowskich muszą być rozwiązywane wewnątrz tych krajów. UE nie ma żadnego narzędzia, którym mogłaby zmusić jakikolwiek kraj do zmiany swojego ustroju według unijnych wyobrażeń. Jest to bowiem federacja państw, a nie państwo federacyjne. Nie robiłbym więc z tego wielkiego problemu, choć - jak podkreślam - wizerunkowo na pewno nie będzie to sukces Polski. Dziwi mnie zresztą jedna rzecz.

- Jaka?

- Czemu pan Timmermans zajmuje się Polską zamiast przekonywaniem Brytyjczyków do pozostania w Unii Europejskiej. Radziłbym jemu i całemu towarzystwu, które siedzi w Brukseli, by zająć się bardziej tą sprawą. Znacznie bowiem poważniejszym problemem dla Unii jest teraz możliwość Brexitu niż sytuacja w Polsce. Jeśli bowiem by do niego doszło, byłoby to prawdziwe trzęsienie ziemi. Zadziwia mnie więc, że na pięć tygodni przed brytyjskim referendum unijni urzędnicy zajmują się przyspieszaniem rozwiązywania kryzysu konstytucyjnego w Polsce. Często jest jednak tak, że organizmy w swoim schyłkowym stadium są niezdolne do realnej oceny zagrożeń i hierarchii problemów, które przed nimi stoją.

- Mam zresztą wrażenie, że im bardziej się Unia zajmuje Polską, tym bardziej napędza brytyjskich przeciwników pozostania we Wspólnocie, którym nie podoba się mieszanie się Brukseli w wewnętrzne sprawy poszczególnych państw.

- No właśnie. Kompletnie nie rozumiem, po co zajmować się Polską przed czerwcowym referendum. Bardziej bym rozumiał, jeśli wczorajsze oświadczenie wystosowano by po szczęśliwym zakończeniu sprawy Brexitu. W tej chwili jest to po prostu bez sensu.

Zobacz także: Prof. Rafał Chwedoruk w WIĘC JAK: Miejsce KOD zajmą zawodowi politycy