Według podpisanej 23 lutego 2015 roku umowy warszawska firma zobowiązała się m.in. do zajęcia się "pięcioma tysiącami wpisów automatycznych". Właśnie ten zapis budzi największe kontrowersje. - Zawarte w umowie sformułowanie o "automatycznych wpisach" z całą pewnością oznacza konta fikcyjnych użytkowników, czyli boty - nie ma wątpliwości cytowana przez portal gazeta.pl socjolog Anna Mierzyńska. Uważni obserwatorzy wskazują na to, że w trakcie obowiązywania umowy z wielką siłą w internecie wybuchła m.in. "afera szoguna" (chodzi o wpadkę Komorowskiego w japońskim parlamencie - ówczesny prezydent wołał szefa BBN słowami... "mój szogunie". Ośmieszanie głównego konkurenta w walce o prezydenturę zapewne pomogło Dudzie zwyciężyć w wyborach.
Zdaniem Radia ZET "nic nie wskazuje na to, aby prezydent Andrzej Duda wiedział o wykorzystaniu botów w jego kampanii". Paweł Szefernaker, szef kampanii Dudy w sieci, podkreśla w rozmowie ze stacją, że "w sztabie wyborczym prezydenta Andrzeja Dudy nie było przyzwolenia na działania nieetyczne". - Żadnych takich działań nie podejmowaliśmy. Także w podpisywanych umowach znajdowała się klauzula zobowiązująca zleceniobiorcę do przestrzegania przepisów prawa - dodaje. Szefernaker zwrócił też uwagę na to, że współpraca z firmą odpowiadającą za "wpisy automatyczne" została przerwana. - Dziś trudno mi określić, z jakich powodów. Trzy i pół roku po zawarciu tej umowy nie odpowiem dokładnie na pytanie, co kryje się pod konkretnym sformułowaniem w jednym z wielu zleceń, który był załącznikiem do jednej z wielu umów, jakie były wtedy zawierane - tłumaczy.