Naturalnie jako pierwsze porównanie nasuwa się postać poprzednika Dudy, Bronisława Komorowskiego. Po objęciu prezydentury przyznał on, że zna na poziomie średnim francuski i rosyjski. Z tego powodu postanowił brać korepetycje z angielskiego, na które miał poświęcać wolne chwile. W rozmowach dyplomatycznych używał jednak zawsze pomocy tłumacza, co nie uchroniło go jednak przed wpadkami, jak np. w trakcie wizyty w USA, gdy nieumyślnie zasugerował prezydentowi Obamie, że żona może go zdradzać. Ponadto w 2015 roku w trakcie czatu z internautami cenzurowane były wszystkie pytania dotyczące jego znajomości języków obcych.
Jak nieoficjalnie wiadomo, Donald Tusk posługiwał się językiem angielskim w stopniu komunikatywnym. Jednak po tym, jak został szefem Rady Europejskiej obiecał, że weźmie się ostro za podszlifowanie języka angielskiego. Były premier poświęcać miał na to wiele godzin dziennie i trzeba przyznać, że istotnie dotrzymał obietnicy i w parlamencie europejskim zaczął przemawiać bez pomocy tłumacza w języku szekspirowskim. Do historii przeszedł jego żartobliwy cytat: I will polish my english, mający wskazać, że zamierza on znacząco poprawić swoje umiejętności w tym zakresie oraz ten filmik:
Również Jarosław Kaczyński miał szansę błysnąć angielskim w trakcie rozmowy z Davidem Cameronem. Jak było widać na filmie z serwisu Youtube, nie do końca mu się to udało:
Testu na egzamin z języka angielskiego mógłby nie zdać również Janusz Palikot:
Mamy nadzieję, że Andrzej Duda nie poprzestanie jednak na tej pochwale i nie popadnie w samozadowolenie. Z całą pewnością jego angielski może wciąż być lepszy, a to naprawdę ważna umiejętność w polityce zagranicznej, aby móc dogadywać się bezpośrednio ze swoim rozmówcą. Trzymamy kciuki!
Zobacz także: Ziemkiewicz: Potrzeba kopania prezydenta