- Mainstream dziennikarski bardzo źle przyjął słowa prezydenta skierowane do Polaków w Wielkiej Brytanii. Mówił o tym, żeby do Polski w tej chwili nie wracali. To niechęć do Dudy czy może faktycznie prezydent nie powinien wypowiadać takich słów?
- W niektórych kręgach medialnych jest wielka psychiczna potrzeba, żeby się o cokolwiek do Andrzeja Dudy przyczepić. Widać, jak ci ludzie czepiają się każdego pretekstu, pół zdania, które można wyrwać z kontekstu i zmanipulować. Prezydent powiedział to, co każdy Polak myśli. W Polsce niestety nie jesteśmy w stanie zapewnić warunków i stabilizacji młodym ludziom takich jak Wielka Brytania. To oczywiste. Zarobki są tam wyższe, kwota wolna od podatku jest w porównaniu z Polską ogromna, jest tam znacznie większe poczucie bezpieczeństwa. Pewność, że jak się dziecko urodzi, to będzie miało dach nad głową. Zresztą - osiem lat temu to samo, słowo w słowo, powiedział Donald Tusk. Jego wypowiedź wzbudziła entuzjazm wśród tych, którzy dziś gwiżdżą i buczą na Andrzeja Dudę. Niewątpliwie mamy do czynienia z mechanizmem Kalego, że jak "coś powiedzieć Andrzej Duda" - to zawsze źle, a jak "coś powiedzieć Donald Tusk" - to zawsze dobrze. Widać, że Andrzej Duda nie daje powodów do jakiejkolwiek krytyki merytorycznej, w związku z czym ludzie, którzy chcą mu za wszelką cenę dokopać, muszą się czepiać naprawdę mocno naciąganych pretekstów.
- Portale społecznościowe stały się ostatnio na całym świecie modnym narzędziem komunikacji. Korzystają z nich politycy i dziennikarze. W poniedziałek pracę straciła Ewa Wanat, szefowa Radia Dla Ciebie. Za obraźliwą wypowiedź o dzieciach państwa Elbanowskich. Czy jednak aktywność po pracy, w mediach społecznościowych, powinna być pretekstem do odwoływania ze stanowiska?
- Niewątpliwie żyjemy w czasach, gdy osoba publiczna jest osobą publiczną 24 godziny na dobę. Nie ma czegoś takiego jak prywatne opinie na Twitterze czy Facebooku. Jeżeli nie jest się osobą prywatną, czyli taką, której imię i nazwisko nic nikomu nie mówi, trzeba bardzo uważać, bo każda wypowiedź może być użyta do hejtu, zwłaszcza gdy jest to wypowiedź w jakiejś luźniejszej konwersacji, gdzie łatwo coś wyrwać z kontekstu.
- No dobrze, ale czy pracodawcy powinni w to ingerować?
- Wydaje mi się, że rozsądne jest do pewnych granic pozostawienie prawa do wyciągania wniosków z działalności pracowników na Facebooku. Zwłaszcza w mediach, gdy jakaś osoba jest twarzą na przykład stacji telewizyjnej, a jej nieprzemyślana wypowiedź może narazić firmę na straty wizerunkowe. Mogę przytoczyć tu pewną anegdotę: gdy pracowałem w biurze partii stanowej w Seattle, zobaczyłem, że jest reklama pokazu człowieka, któremu żona obcięła przyrodzenie. Lekarze mu je przyszyli, ale facet, żeby spłacić koszt operacji, zarabiał w przemyśle pornograficznym, dając pokazy sprawności przyszytego organu. Zażartowałem do kolegów, pytając, który z nich na ten pokaz się wybiera.
- Byli chętni?
- Moi koledzy republikanie zbledli, mówiąc, że gdyby ich szef, ale też każdy właściciel szanującej się firmy dowiedział się, że byli w takim miejscu, to natychmiast zwolniłby ich z pracy. Człowiek, który ma dobrą pracę, nie może być nawet w takim miejscu widziany. A w sprawie samej Ewy Wanat - nie chcę się konkretnie wypowiadać, bo nikt mnie nie pytał o zdanie, czy w ogóle chcę, by tę panią zatrudniać w publicznym radiu.
Zobacz także: Andrzej Duda niczym TERRORYSTA. Monika Olejnik przegięła?