W areszcie spędził 14 miesięcy, opuścił go rok temu. Od samego początku sprawy, czyli od sierpnia 2015 r. nie przyznaje się do zarzutów, za które grozi mu nawet 10 lat więzienia, twierdząc, że sprawa jest zrobiona na polityczne zamówienie. Teraz postanowił wystąpić na antenie TVN 24 ze swoim adwokatem Łukaszem Rumszekiem. - To nie ma żadnego znaczenia, że byliśmy rodziną - skomentował wysłanie pisma do Kaczyńskiego z prośbą o przyjrzenie się sprawie, w której, jak twierdzi, jest wiele uchybień.
Pismo o interwencję do prezesa PiS "jako do posła RP" skierował jego adwokat w grudniu 2016 r. Później prezes, jak ustalił "Newsweek", miał pytać prokuratorów o powody zatrzymania Dubienieckiego. - Zakładam, że ta decyzja o wystąpieniu w ramach wykonywania mandatu posła została podjęta z racji tego, że nasze pismo w tej sprawie było przekonujące - mówił Dubieniecki. Czego właściwie oczekiwał od interwencji Kaczyńskiego? - W tej sprawie nie będę się wypowiadał. Sprawa stara jak świat - rzuca nam, gdy o to pytamy. Postępowanie w tej sprawie wciąż się toczy.
Zobacz także: Wałęsa w opałach? IPN bada akta, prokuratorzy chcą postawić mu zarzuty
Przeczytaj również: KONFLIKT w obozie władzy? Ten pomysł Gowina ZASKOCZYŁ partię Kaczyńskiego
Polecamy ponadto: Monika Jaruzelska o zamieszaniu wokół domu po ojcu: To ZEMSTA