W czwartek 13 czerwca Małgorzata Paprocka została nową szefową Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Zastąpiła na tym stanowisku Grażynę Ignaczak-Bandych, która podała się do dymisji. Jako oficjalny powód podano problemy zdrowotne. Po ogłoszeniu tej decyzji portal Interia przywoływał nieoficjalne ustalenia, jakoby powodem zmian w gronie najbliższych współpracowników prezydenta były również kwestie personalne. Była już szefowa Kancelarii miała być skonfliktowana z Marcinem Mastalerkiem. Napięte relacje miała mieć również z Krzysztofem Szczerskim i Jakubem Kumochem. To ona miała ponadto stać za zwolnieniem dyrektora Biura Prasowego Marcina Kędryny w 2020 r.
Zobacz: Żołnierze Putina "staną na granicy z Polską"?! Szefowa MSZ poważnie ostrzega!
Tymczasem tygodnik "Polityka" dotarł do pracowników kancelarii. O byłej szefowej nie wypowiadają się w pochlebny sposób. Według ich relacji Ignaczak-Bandych miała "wrzeszczeć, kontrolować i obmawiać podwładnych". - Pani minister zachowuje się jak kierowniczka sklepu z PRL. Idzie jak taran i z nikim się nie liczy. Myśli, że jest pępkiem świata, że jest zaraz po prezydencie. Wrzeszczy na ludzi, chce kontrolować na potęgę, także ministrów, plotkuje, obmawia nieobecnych, mści się na tych, którzy mają inne zdanie na jakikolwiek temat - powiedziała osoba "wysoko postawiona" w Kancelarii Prezydenta RP.
Ignaczak-Bandych miała prowadzić kancelarię twardą ręką. Na naradach odczytywała listę obecności, odpytywała dyrektorów z ich aktualnych zajęć. Według pracowników pałacu dochodziło do kuriozalnych sytuacji, gdy na głos odczytywała SMS-y nieobecnych, a ludzie z centrum prasowego byli piętnowani za zdjęcia, na których Ignaczak-Bandych miała np. rozwianą fryzurę. Wiele osób miało uciekać przed nią na zwolnienia lekarskie. - Jeśli [na zdjęciu - red.] wyszła nie tak, jak by chciała, choć prezydent wyglądał doskonale, wydawała zakaz publikacji. Takie autoryzacje to raczej przywilej pary prezydenckiej - zaznaczył rozmówca z Pałacu Prezydenckiego.
Według informatorów "Polityki" powodem dymisji miał być między innymi "ostry konflikt" z szefem gabinetu prezydenta Marcinem Mastalerkiem, który miał nie liczyć się z jej zdaniem. - Mastalerek ją załatwił, bo w donoszeniu jest po prostu lepszy - oceniono bezkompromisowo.
Wymowna jest reakcja pracowników kancelarii na wieść o dymisji. Według tygodnika na spotkaniu zapadła cisza. Nikt nie namawiał szefowej do pozostania na stanowisku.
Sprawdź: Jarosław Kaczyński przy wyborach zebrał ponad milion złotych! Zażądał tego od swoich kandydatów
Grażyna Ignaczak-Bandych zaprzecza tym doniesieniom. – Jeśli to byłaby prawda, to nie żegnałyby mnie dziś dziesiątki ludzi. Przyszło ok. 150 osób z kwiatami i podziękowaniami za współpracę (...) Jak ktoś chce teraz, po moich 20 latach zarządzania w administracji, uszyć mi takie buty, to uważam, że to jest nieuczciwe, tym bardziej po takim pięknym pożegnaniu i wysokim odznaczeniu od pana prezydenta. Będę się musiała bronić – zapowiedziała.
Galeria poniżej: Andrzej Duda na pogrzebie Jacka Zielińskiego