"Super Express": - Premier w sobotę najpierw dołączył do konduktu żałobnego Julii Bonk, córki sztangisty Bartłomieja Bonka, a wieczorem kibicował skoczkom w Zębie. Powstał zgrzyt, bo przecież oba wydarzenia są zupełnie inaczej nacechowane. Na premiera spadły głosy krytyki.
Dr Wojciech Jabłoński: - Najważniejsze, jak to odbierze społeczeństwo. A sądząc po komentarzach w Internecie, zostało to odebrane negatywnie. Nie chodziło wyłącznie o kwestię pogrzebu, który bezpośrednio poprzedzał złoto Stocha.
- A o co jeszcze?
- Internauci odmawiają premierowi i generalnie politykom mieszania się do spraw, które uznają za wspólne dobro narodowe. Czyli właśnie sukcesy olimpijskie. W bardzo radosną chwilę polityk wszedł z butami, rezerwując czas w telewizji publicznej w najlepszym czasie antenowym. Polacy nie chcieli mieć tu polityków.
- Skąd decyzja premiera, żeby wziąć udział w obu wydarzeniach?
- Wszyscy politycy w Polsce, nie tylko Donald Tusk, zrobią wszystko, żeby podnieść swoje słupki sondażowe. Robią to, co im się wydaje, że będzie skuteczne, ale okazuje się, że coś, co dawniej się sprawdzało, w dzisiejszym kontekście nie zawsze przynosi profity. Często więc skaczą na niepewną wodę, gdzie łatwo można sobie złamać polityczny kręgosłup.
- Politycy przekraczają granice przyzwoitości?
- Niestety, balansują na granicy, za którą są już tylko porównania do absurdów propagandowych państw totalitarnych XX wieku. Widać totalny brak liczenia się z opinią publiczną i dążenie do tego, żeby świecić światłem odbitym od medali sportowców.
- Donald Tusk chciał, mówiąc kolokwialnie, przykryć kongres PiS? Zaryzykował, żeby i o nim było tego dnia głośno?
- Tusk chciał pokazać siebie jako polityka bliskiego ludziom w przeciwieństwie do Kaczyńskiego, który przemawia do nich z trybuny na wyreżyserowanym zjeździe. Ten kontrast został osiągnięty, ale o dziwo Tusk nic nie zyskał. Nie rozumiem, po co Platforma się na to zdecydowała w sytuacji, gdy PiS chciało popełnić wizerunkowe samobójstwo, planując swój kongres w trakcie olimpiady.
- Jeszcze z Zębu premier zapowiedział, że jest gotowy do debaty przedwyborczej z Jarosławem Kaczyńskim. Ze strony PiS najpierw usłyszeliśmy odmowę, ale w poniedziałek prezes wyraził gotowość do debaty o służbie zdrowia 3 marca. Dojdzie do jakiejkolwiek debaty?
- U Donalda Tuska da się zauważyć tęsknotę za debatą z 2007 r., która dała mu wielkie zwycięstwo i dzięki niej utrzymuje się u władzy do dzisiaj. W bezpośrednim starciu telewizyjnym Kaczyński wypada gorzej niż Tusk i premier postanowił wrócić do swojej wunderwaffe, cudownej broni. Ale po stronie PiS jest wahanie i chęć, żeby ugruntować swoją przewagę w sondażach. Tym bardziej że również mniejsze partie zapaliły się do debaty.
Zobacz też: Dr Wojciech Jabłoński o wyborze nowej rzecznik rządu: Nowy zderzak Tuska
- Tusk liczy, że uda mu się wyprowadzić z równowagi Kaczyńskiego podczas debaty? Że Kaczyński w pewnym momencie dałby ponieść się emocjom?
- Myślę, że tak. Ale Kaczyński mógłby po prostu dać się zagadać sympatycznemu przecież przed kamerami Tuskowi. Wiadomo, że Kaczyński jest bardziej emocjonalnym typem niż Tusk, a przynajmniej bardziej to okazuje. Było już tak, że PiS przeważało nad PO, a prezes zajął stanowisko w kwestii Smoleńska i sondaże poleciały w dół.