- Paweł Zalewski krytykuje na przykład przyciąganie do otoczenia PO ludzi pokroju Romana Giertycha czy Michała Kamińskiego...
- Przyciąganie ludzi dziwnych, bo inaczej tego określić nie można, to próba powtórki tego, co robił Tusk, który zbierał odpady z różnych partii po to, by udowodnić, że Platforma jest ugrupowaniem szerokim, skupiającym ludzi o różnych poglądach. Tyle że na to sobie mógł pozwolić Tusk, który był liderem szanowanym nie tylko w samej Platformie, ale też świetnie sprzedającym się medialnie. Kopacz nie ma ani jednego, ani drugiego. Próbuje jedynie udawać, że jest silna.
- Jak będzie wyglądał pierwszy dzień po przegranych przez Platformę wyborach?
- Będzie wielki wstrząs w samej partii. A także rozliczanie Ewy Kopacz, która przestanie być premierem, a także liderem partii. W pełnej krasie okaże się wtedy, jak wielką klęską była strategia obecnej szefowej PO.
- Czyli możemy się spodziewać, że po wyborach partię przejmie Grzegorz Schetyna?
- Bardzo możliwe. Jednak pytanie, co w ogóle zostanie z Platformy Obywatelskiej po klęsce, do której Platforma ewidentnie zmierza. Wiele wskazuje, że różnica na niekorzyść PiS będzie bardziej dotkliwa niż wskazywane przez sondaże 10-15 proc. Do głosowania zostało niespełna 2 miesiące. Pytanie, co Ewa Kopacz może jeszcze w kampanii zepsuć. Prawdopodobnie wiele. Jako lider partii premier się po prostu nie sprawdza. Problem PO polega na tym, że nie można odwołać lidera w trakcie kampanii wyborczej. Najpierw klęskę musi ponieść Kopacz, dopiero potem zaatakować może Schetyna. Wtedy przejmie jednak partię mocno poobijaną, której odbudowanie będzie bardzo trudne.
- Podczas gdy Paweł Zalewski strategię partii krytykuje, Schetyna milczy. Dlaczego?
- Bo krzyczeć mogą tylko młodzi wojownicy. A Zalewski, były poseł PiS, jeśli chodzi o staż w PO, jest wojownikiem młodym. Schetyna jest wytrawnym i doświadczonym graczem, jeśli chodzi o rozdawanie kart w partii. Gra o zdecydowanie wyższą stawkę, marzy mu się podważenie pozycji Kopacz po wyborach. W tej chwili nie będzie osłabiać swojej pozycji. Chce pełnej puli, czyli przejęcia całej partii po wyborach. Stąd też nie angażuje się w kampanię, bo wcale nie jest zainteresowany wygraną PO.
- Czyli nie widzi pan szans na odbicie i dobry wynik Platformy?
- Byłoby to możliwe tylko w jednym przypadku. Musiałaby nastąpić jakaś wyraźna dekonstrukcja w obozie Prawa i Sprawiedliwości. Albo przez jakiś poważny błąd Jarosława Kaczyńskiego, albo aferę sprowokowaną przez usłużnych PO dziennikarzy mainstreamu. Ci drudzy jednak działają dość opieszale, z kilkumiesięcznym opóźnieniem. Nagłośnienie sprawy rozliczeń wyjazdów prezydenta Andrzeja Dudy do Poznania teraz, ma zdecydowanie mniejszy ciężar gatunkowy, niż miałoby to w trakcie kampanii prezydenckiej. Skoro jednak media mainstreamu działają z takim opóźnieniem, PO może liczyć na jakiś poważny błąd prezesa PiS. Jednak czekanie na potknięcia przeciwnika nie ma nic wspólnego ze strategią wyborczą. Platforma zresztą swoimi błędami, na przykład przy awanturze o jedynki na listach, przyćmiła błędy PiS. Na dwa miesiące przed wyborami nie widzę ratunku dla partii rządzącej.
Zobacz: Janusz Wojciechowski o aferze NIK: Szkoda, autorytet państwa upada