"Super Express": - Grecy powiedzieli propozycjom UE "nie". Co dalej?
Dr Przemysław Żurawski vel Grajewski: - Grecję czeka powrót do drahmy i wyjście ze strefy euro. Niemcy i ten twardy rdzeń UE (Austria, Beneluks) nie mogą zaproponować swoim podatnikom dalszego finansowania długu Grecji. Nie mogą politycznie, choć w interesie ekonomicznym byłoby to dla nich wciąż opłacalne. Pomysł, żeby jednolitym systemem walutowym objąć tak różne gospodarki jak niemiecka i grecka, był jednak trudny do przeprowadzenia. Pieniądz to także wskaźnik kondycji danej gospodarki. W przypadku obu tych krajów jeden pieniądz kłamał więc na temat jednej z nich.
- To euro pogrążyło Grecję?
- Po części tak. Grecy, Portugalczycy czy inni, mając euro, mieli przeszacowaną siłę nabywczą. Kupowali więcej, niż ich było stać, a kupowali głównie w centrum, czyli w Niemczech. Nie jest to jednak problem łatwy do rozwiązania, bo ci sławni "niemieccy podatnicy, którzy na wszystko łożą", nie mając gdzie sprzedać swojej produkcji, staną się mniej sławnymi niemieckimi bezrobotnymi. Rozwiązywanie tego problemu trwa długo, bo Niemcy przenosiły przez lata swój eksport poza Unię.
- Grecja to nie jest duży kraj. Przełknięcie tego problemu to dla UE większe ryzyko niż wyjście Grecji z Unii?
- Tego nie wiadomo, bo wyjście pierwszego kraju ze strefy euro ma większe znaczenie psychologiczne niż materialne. Pamiętam, że jedną z pierwszych decyzji UE po zamachach z 11 września 2001 w USA było przeciwdziałanie panice giełdowej. Atak nie miał wymiaru materialnego, ale psychologiczny.
- Jak bardzo to Grekom zaszkodzi?
- Twierdzę, że Grecy sobie poradzą. Powrót do drahmy odtworzy konkurencyjność ich gospodarki. Grecka siła robocza będzie tańsza, zaczną się odbijać od dna. Niewielu Greków będzie stać na zagraniczne wakacje, ale wzrośnie udział turystyki i dochodów z niej w ich budżecie, gdyż będą tańsi, a więc wzrośnie grupa obcokrajowców, których stać na wakacje w Grecji. I jeżeli Grecy sobie poradzą, to zaczyna być groźne dla UE.
- Dlaczego?
- To oznaczałoby, że wyjście ze strefy euro jest słuszne i będzie sygnałem dla Hiszpanii czy Portugalii. Przecież to nie było tak, że Grecy tylko się obijali, a Niemcy na nich pracowali. Grecy, mając euro, mieli przeszacowaną siłę nabywczą i stąd pojawiły się problemy, których nie można rozwiązać, pozostając w strefie euro. W niej mechanizm zadłużania wciąż pracuje. Niewykluczone, że próby wymuszenia programów naprawczych przez UE i Niemcy na innych krajach z tego powodu już się nie powiodą. To może być początek dużych problemów w UE.
- Co z greckiego "nie" wynika dla Polski?
- Wynika wiele złych rzeczy, gdyż ze względu na ignorancję rynków finansowych Polska jest postrzegana jako część grupy krajów wschodzących, bliższych Grecji niż Niemcom. Geopolitycznie może to też oznaczać zajmowanie się przez UE wyłącznie sprawami strefy euro, a nie np. polityką Rosji. Nie można też wykluczyć, że Grecja zacznie rozgrywać Zachód zbliżeniem z Rosją. Rosja może podjąć tę grę, a Zachód może dać się na nią nabrać.
- Pan, będąc Grekiem, głosowałby na nie?
- Tak. W propozycjach UE pojawiały się nawet rzeczy skandaliczne, jak postulat uzgadniania za granicą budżetu Grecji. Parlamenty powstały po to, żeby królowie mogli nakładać podatki na poddanych bez prowokowania ich buntu. W UE powstał nacisk, by odebrać parlamentom, a więc obywatelom kontrolę nad podatkami i ich redystrybucją. A to jest zamach na demokrację. W podstawowym wymiarze Grecy mają rację.
Zobacz: Marek Król: Pudełko zapałek