"Super Express": - W Berlinie ministrowie spraw zagranicznych Ukrainy, Rosji, Niemiec i Francji radzili, jak zażegnać kryzys na wschodzie Ukrainy. Polski, choć ta kwestia jest w naszym żywotnym interesie, tam nie było. To wymowna nieobecność i powód do niepokoju?
Dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas: - Jest wymowna i powinna nas niepokoić, ale nie zaskakiwać. W ostatnich latach polska dyplomacja jest dużo silniejsza propagandowo niż realnie i co pewien czas pękają różne nadmuchane balony. Teraz pękają aż dwa naraz.
- Co ma pan na myśli?
- Jeden to, oczywiście, kwestia szczytu w Berlinie, a drugi to obsada najważniejszych unijnych stanowisk. Co do tej drugiej sprawy, to mimo szumnych zapowiedzi, że Polska celuje w kilka prestiżowych posad, wszystkie kluczowe trafiły do polityków z tzw. starej Unii. To wszystko pokazuje szerszy problem - nieskuteczności polskiej dyplomacji i słabości naszych wpływów. Nasz kraj po prostu nie uczestniczy w wewnętrznej grze, która toczy się na Zachodzie zarówno w ramach UE, jak i NATO.
- Wydawało się, że po wizycie szefów MSZ Polski, Niemiec i Francji w Kijowie, która doprowadziła do upadku Janukowycza, nasz kraj w kwestii Ukrainy będzie odgrywał jedną z kluczowych ról. Wylano morze atramentu na pochwały dla Radosława Sikorskiego. Czyżby na marne? I czemu Polska nie jest już rozgrywającym w sprawie Ukrainy?
- Teraz sprawy rozstrzygane są na wyższym poziomie niż ministrowie spraw zagranicznych, a przy tym szef polskiego MSZ stracił wiarygodność w oczach Europy i świata z oczywistych powodów.
- Mówi pan o ujawnionych taśmach i tym, co na nich mówi Sikorski?
- Tak, i widać tego natychmiastowy skutek, który odbija się nie tylko na samym ministrze Sikorskim, lecz także na Polsce.
- Rozumiem, że stał się w tym momencie obciążeniem dla naszej polityki zagranicznej?
- Oczywiście jest obciążeniem i ostatecznie stracił szanse na stanowisko szefa unijnej dyplomacji, na które oficjalnie go wysuwano.
- Skoro tak jest, to czy przypadkiem nie powinien pożegnać się ze swoim stanowiskiem?
- Zdecydowanie tak. Powinien odejść dla dobra polskiej dyplomacji i naszej pozycji w Europie i świecie.
- Wydaje się panu, że osoba Sikorskiego nie podobała się Francji i Niemcom czy może Rosjanom?
- Rosja mogła próbować wywrzeć wpływ na Zachód w tej sprawie, ale wpływ Moskwy znacznie zmalał od wybuchu kryzysu ukraińskiego. Dziś decyzje nie zapadają już pod rosyjskim naciskiem i decyzja o tym, kto będzie negocjował pokój na wschodzie Ukrainy, zapadła w ramach układu sił po stronie zachodniej. Układu, w którym Polska, na co zwróciliśmy uwagę na początku, mało się liczy.
- Myśli pan, że Francji czy Niemcom - krajom, które z Rosją chcą robić przede wszystkim interesy - mogło przeszkadzać zdecydowane stanowisko Polski w sprawie Ukrainy, do którego nie udało się nam przekonać naszych partnerów?
- Byłoby to słuszne wtedy, kiedy Berlin czy Paryż jedno by mówiły, a co innego robiły. Ich stanowisko jest wspólne z naszym, bo jest stanowiskiem całej Unii. Nie wyeliminowano Polski z procesu dyplomatycznego tylko dlatego, że ma ona inne zdanie. No, chyba że mielibyśmy do czynienia z jakimś rozłamem w obozie Zachodu. Tego, oczywiście, nie można wykluczyć, ale nie ma na to żadnych dowodów.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail