katastrofa Smoleńsk

i

Autor: Mikhail Metzel katastrofa Smoleńsk

Dr Dymitr Książek: Tusk i Kopacz powinni zniknąć z polityki

2017-06-02 4:00

Dr Dymitr Książek, który pracował przy identyfikacji ofiar katastrofy smoleńskiej, ujawnia kulisy swej pracy po 10 kwietnia.

"Super Express": - W trumnie prezydenta Lecha Kaczyńskiego znaleziono fragmenty ciał dwóch innych osób. To już dziewiąty wyypadek, w którym pomieszano zwłoki ofiar tragedii smoleńskiej.

Dr Dymitr Książek: - Jestem tym wszystkim mocno przerażony. Byłem przy rodzinach identyfikujących ciała bliskich w Moskwie. I kiedy 15 kwietnia 2010 roku wróciłem do Polski, powiedziałem żonie, że jeszcze wszystkich będą ekshumować, że będą pomyłki. I to wszystko się niestety dzieje.

- Skąd miał pan pewność?

- W Moskwie panował ogromny chaos i bałagan. Nie było kontroli ze strony polskich przedstawicieli, a najwyższą reprezentantką władz była niestety minister zdrowia Ewa Kopacz. Na miejscu powinna być nie ona, tylko ówczesny premier Donald Tusk! Wielka szkoda, że te ekshumacje odbywają się teraz, a nie siedem lat temu. To o siedem lat za późno. Jak muszą cierpieć te rodziny?! Osoby, które wtedy rządziły, czyli Tusk i Kopacz, powinny ponieść konsekwencje. Dobrze, że prokuratura w końcu się tym zajęła i wezwała na przesłuchania Tuska i Kopacz. Oni powinni zniknąć z polityki.

- Dlaczego to pan towarzyszył rodzinom ofiar i uczestniczył w identyfikacji?

- Wszystko musiało odbyć się na polecenie ówczesnej minister zdrowia, czyli Ewy Kopacz. To jej podlegało Lotnicze Pogotowie Ratunkowe, a decyzję podjął dyrektor LPR, który też poleciał do Moskwy. Oprócz niego byłem ja, inny doktor i dwóch pielęgniarzy. Czyli tylko pięciu na około 200 osób, które potrzebowały ogromnego wsparcia przy identyfikacji ciał! Baliśmy się, że to może nas przerosnąć...

- Do Moskwy wylecieliście 11 kwietnia, czyli dzień po tragedii w Smoleńsku. Jakie było wasze zadanie?

- Mieliśmy się zajmować rodzinami ofiar. Na miejscu zabrano nam paszporty, wsadzono do autobusów i zawieziono do hotelu. Dopiero nazajutrz z samego rana wszyscy pojechaliśmy do prosektorium. Widziałem, że rodziny chciały od razu udać się do bliskich, ale postanowiono inaczej.

- Co w tym czasie robiła Ewa Kopacz?

- Była przy identyfikacjach, z rodzinami. Pomagała rodzinom i podpisywała protokoły z identyfikacji ciał. Sporo czasu jej też nie było, bo jeździła na spotkania z szefową Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego Tatianą Anodiną i Władimirem Putinem. Ale nie wiem, co tam się działo. Byłem tylko bardzo zdziwiony, że to Kopacz, a nie Tusk uczestniczy w tym całym boju. Że to ją wystawili do takiego zadania.

- Ewa Kopacz kontrolowała was tam, na miejscu?

- Nie dało się tego odczuć. Była bardziej przy rodzinach. Często wychodziła na papierosa. Paliliśmy razem, może zamieniłem z nią parę słów, ale to raczej była taka bezosobowa relacja. Widziałem jej poruszenie. Wizyta w Moskwie ją chyba złamała, przerosła. Ona nie była tam tylko ministrem zdrowia pocieszającym rodziny. Ona reprezentowała polski rząd! Kontaktowała się z rosyjskimi władzami, a obok niej byli prokuratorzy. Miałem wrażenie, że Polacy nie mają na to żadnego wpływu, żadnej kontroli. Rosjanie robili to, co chcieli, a w oczach Ewy Kopacz można było zauważyć strach.

- W jaki sposób zachowywali się Rosjanie przy identyfikacjach?

- Byli obojętni, robili to bardzo technicznie, na chłodno. Byłem przy identyfikacji ciała prezydentowej Marii Kaczyńskiej. Najbardziej mnie uderzył sposób, w jaki Rosjanin brutalnie pociągnął do góry nos pani Marii Kaczyńskiej. Chciał w ten sposób najpewniej uformować jej twarz, bo była bardzo zniekształcona. Czułem wtedy wielką złość, że znieważają prezydentową, że tak ją ten Rosjanin traktuje. To było barbarzyńskie zachowanie! Nikt na to nie zareagował, wszystko tak szybko się działo...

- Polscy patomorfologowie byli przy identyfikacjach?

- Z początku ich nie dopuszczono! Byliśmy w szoku. Tylko siedzieli, czekali. Dopiero później poszły jakieś układy, że mogą być przy ciałach, ale to Rosjanie rządzili przy zwłokach. Nasi tylko oglądali ubrania, widzieli zwłoki. I to wszystko.

- Czy polski przedstawiciel uczestniczył w gronie decyzyjnym co do końcowych ustaleń?

- Była Ewa Kopacz, byli prokuratorzy z Polski, ale sądzę, że to Rosjanie o wszystkim decydowali.

- A pan co konkretnie tam robił?

- Byłem przy rodzinach, które identyfikowały ciała. To wszystko było bardzo bolesne. Był płacz. Jeśli ktoś zasłabł, to robiłem EKG, badałem poziom cukru we krwi.

- Czy słyszał pan, żeby ktoś z polskich lub rosyjskich władz zakazał otwierania trumien ofiar katastrofy?

- Nie słyszałem o tym. Zdziwiłem się tylko, że Rosjanie, owijając ciała w czarne folie, a później wsadzając je do metalowych trumien, spawali je przy nas i przy rodzinach. Zdziwiło mnie to spawanie. Rosjanie tłumaczyli, że muszą to robić ze względów epidemiologicznych. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem.

- Ewa Kopacz zeznawała w środę w sprawie Smoleńska. Po wyjściu z prokuratury tłumaczyła, że to "prokurator decyduje o ewentualnym przeprowadzeniu sekcji czy ekshumacji. To nie należy do polityka czy lekarza".

- Powiem tylko, że dobrze się stało, że Ewa Kopacz została wezwana do prokuratury. Wtedy w Moskwie czułem, że Ewa Kopacz się tym wszystkim przejmuje, wierzę, że nie udawała. Trzymała za rękę rodziny, obejmowała, płakała razem z nimi. To prawda. Ale jeśli ona pojechała jako przedstawiciel polskich władz, to jest to wielkie nieporozumienie. Dziś powinna odejść z polityki. Dlaczego Tusk wysłał na rzeź Ewę Kopacz?! To dla mnie do dziś niepojęte.

Zobacz: Kolejny skandal ekshumacyjny! Szczątki sześciu ofiar w grobie stewardesy