"Super Express": - Na naszych oczach rząd PiS zapisuje piękną historyczną kartę - jako pierwszy zmusił KE do uruchomienia wobec własnego kraju słynnego artykuł 7. Co dalej? Czysto symboliczna sprawa zamieni się w realne straty dla Polski?
Dr Bartosz Rydliński: - Zanim taka groźba zawiśnie nad Polską, wiele jeszcze rzeczy się wydarzy. Przed nami na pewno burzliwa debata w Parlamencie Europejskim, w którym posłowie z różnych państw i różnych frakcji będą się ścierali wokół kwestii, czy konsekwencje wobec Polski powinny zostać wyciągnięte. Na koniec czeka nas próba sił na Radzie Europejskiej, gdzie przywódcy krajów członkowskich będą musieli określić, co dalej z Polską. Tu będzie działała zasada jednomyślności i na tym cała procedura się zakończy, bez oficjalnych konsekwencji, ponieważ należy się spodziewać, że choćby Węgry nie zagłosują przeciwko Polsce. Choć z drugiej strony pamiętamy zachowanie Viktora Orbána przy wyborze Donalda Tuska na stanowisko szefa Rady Europejskiej.
- Jest gdzieś w tym wszystkim miejsce dla polskiego rządu do wyłożenia swoich racji?
- Polska będzie wręcz zobowiązana, żeby choćby w Parlamencie Europejskim premier Morawiecki przedstawił swój punkt widzenia i starał się go bronić.
- Ale może spać spokojnie, bo jak pan wskazał, sankcji raczej nie będzie.
- Tak, najgroźniejszej broni wobec Polski, czyli odebrania naszemu krajowi prawa głosu na Radzie Europejskiej, gdzie decydują się przecież najważniejsze kwestie dotyczące kierunków polityki unijnej, raczej nie uda się zastosować. Ale przecież to nie jest jedyny instrument, którym Unia może szachować krnąbrne państwo. Może choćby bardziej skrupulatnie rozliczać fundusze unijne i w chwili, gdy znajdzie choćby najmniejsze uchybienie, na które normalnie mogłaby przymknąć oko, zamrozi pieniądze. A przecież to tylko jedno z wielu narzędzi.
- A czy ta procedura, która została uruchomiona przez Komisję Europejską, może zostać szybko zatrzymana, gdyby polski rząd zrobił w sprawie ustaw sądowych krok wstecz?
- Przyznam, że jestem sobie w stanie wyobrazić, że decyzją premiera Morawieckiego kontrowersyjne ustawy dotyczące sądownictwa zostają zamrożone, a on sam udaje się do Brukseli i w rozmowach z unijnymi urzędnikami i politykami ogłasza, że Polska odstępuje od procedowania rzeczonych ustaw. Ale nawet jeśli tak by się stało, to dziś byłoby to zdecydowanie za mało.
- Jak to?
- Moim zdaniem, aby to odwrócić, rząd musiałby pójść o krok dalej i naprawić choćby sytuację z Trybunałem Konstytucyjnym. Co, oczywiście, z różnych powodów nie opłaca się PiS ze względu na wewnętrzną politykę.
- Czy to wszystko nie jest trochę political fiction? Bo należy się spodziewać, że rząd raczej jeszcze bardziej utwardzi swoje stanowisko wobec dictum KE.
- Jasne, wszystkie opcje są na stole. Ale jeśli rzeczywiście za zmianą premiera i zapowiadaną rekonstrukcją rządu stała chęć poprawy relacji z UE, to należy się spodziewać, że już wkrótce cały proces uda się zatrzymać lub wręcz odwrócić. Jeśli premier uzna jednak, że trzeba nasze stanowisko wobec UE usztywnić, to straci na tym nie tylko rząd, ale także zwykły Kowalski.
PILNE! Komisja Europejska uruchomiła względem Polski art. 7 zwany "opcją nuklearną"!