Wildstein: Donosy pisane przez Kapuścińskiego są oburzające

2010-02-27 6:30

Sprawę książki "Kapuściński non-fiction" ocenia pisarz i publicysta Bronisław Wildstein

"Super Express": - Co jest źródłem kontrowersji wokół książki "Kapuściński non-fiction"?

Bronisław Wildstein: - Nieuregulowana przeszłość narodu. Nie rozliczyliśmy się z naszą najnowszą historią, więc każda próba pokazania prawdziwego oblicza znaczącej postaci wywołuje opory.

- Spory wokół ludzi, którzy osiągnęli sławę nie są domeną Polaków.

- To, co się dzieje w Polsce, wykracza poza normalny poziom debaty, gdyż wiąże się z wezwaniem do tego, żeby w ogóle nie pisać prawdy. Takie postulaty głosi się publicznie! Ile to już razy atakowano poszczególne książki biograficzne nie zarzucając im tego, że kłamią, lecz że zostały napisane ze złym nastawieniem. Przekaz jest jednoznaczny: o pewnych rzeczach nie powinno się mówić. Zakłamana przeszłość spoczywa cieniem na teraźniejszości. Gdybyśmy dwadzieścia lat temu rozliczyli PRL, dziś takiego problemu by nie było.

Przeczytaj koniecznie: Kontrowersyjna biografia Kapuścińskiego - ludzie kultury komentują

- Refren popularnej piosenki brzmi: dozwolone do lat osiemnastu…

- Byłem świadkiem tego, jak we Francji zaczęto na wielką skalę debatować o Vichy 50 lat po upadku kolaboracyjnego rządu. Ta debata wywołała ogromne poruszenie. Historii nie da się włożyć do teczki i zapomnieć o niej. Historia to jest nasze wspólne doświadczenie.

- Istnieje dzieło życia - za które nielicznym stawia się pomniki - ale istnieje też prywatność, którą wobec wszystkich honoruje się poprzez jej poszanowanie. Czy biograf powinien zapuszczać się w sferę obyczajową?

- Można napisać monografię twórczości. W niej na prywatność nie ma miejsca. Biografia rządzi się innymi prawami. Jedno powinno być wspólne dla monografii i biografii: rzetelność. W przypadku biografii oznacza to ukazanie tych elementów życia, które były znaczące. Pomiędzy ukazywaniem a ukrywaniem istnieje zasadnicza różnica. Tropienie śladów a zacieranie śladów to dwie różne rzeczy. Tak różne jak uczciwość i nieuczciwość.

Czytaj dalej >>>


- Większa część kariery Ryszarda Kapuścińskiego przypadła na czasy, kiedy władza znała tylko jeden rodzaj propozycji: coś za coś. Ale przecież przyjęcie reguł tej gry mogło mieć charakter wyłącznie fasadowy…

- Jeszcze powinien pan dodać: był agentem, ale na pewno starał się nie krzywdzić. Bo to się w Polsce przyjmuje a priori. Agent miał donosić - od tego zaczynała się i na tym kończyła się jego praca - a to, w jaki sposób podane przez niego informacje zostaną wykorzystane, zależało wyłącznie od zleceniodawców. Można było starać się nie donosić, ale jeżeli już się donosiło, to nie można było starać się nie krzywdzić. O tym decydował kto inny. Oczywiście byli agenci, którzy świadomie starali się krzywdzić i byli też tacy, którzy starali się jak najmniej pisać. Te dwie postawy należy oddzielić. Jednak efektem ich pracy dysponował kto inny. Donosy pisane przez Kapuścińskiego są oburzające, ewidentnie mogły krzywdzić konkretne osoby.

- Kapuściński sam czuł się ofiarą. O prawicowych politykach i publicystach mawiał: straszne facety.

- Na złodzieju czapka gore. Paradoks polega na tym, że w III RP piętnuje się nie zło, lecz tych, którzy o złu chcą mówić.

Przeczytaj koniecznie: Torańska, Bratkowski i Szwed o biografii Kapuścińskiego

- Działaniu kontekst nadaje również czas, w którym owo działanie ma miejsce.

- Rozumiem tych, którzy mówią: gdyby się nie zgodził, to nie mielibyśmy tych wielkich dzieł. Zgadzam się z nimi. Tylko nazwijmy rzeczy po imieniu: facet zgodził się robić świństwa innym ludziom, żeby pisać książki. W PRL nie wszyscy wyjeżdżali za granicę i nie wszyscy zgadzali się zostać agentami. Znałem wielu bardzo zdolnych ludzi, którzy nie robili takiej kariery właśnie dlatego, że nie chcieli iść na kompromis - nie chcieli krzywdzić innych, żeby realizować siebie. Dlatego Kapuścińskiego nie usprawiedliwia czas, w którym żył. Dokonał wyboru. Nie miał noża na szyi. Zrobił to dla własnej kariery.

- Autora biografii o Ryszardzie Kapuścińskim można postawić w jednym szeregu obok Cenckiewicza, Gontarczyka, Zyzaka…

- Został oskarżony o niecne zamiary. Bawi mnie dziecinne zdziwienie Artura Domosławskiego tą sytuacją. Nagle przekonał się, że naczelną zasadą środowiska, z którym się utożsamiał, jest mistyfikowanie przeszłości.

Bronisław Wildstein

Pisarz, publicysta "Rzeczpospolitej"